Połonina Wetlińska:

29.06.2006

tekst: Darek zdjęcia: Renata
Po jednodniowym odpoczynku znowu ruszamy w góry. Tym razem biorąc pod uwagę to, że idzie z nami Konrad, który za 2 dni będzie biegł w III Biegu Rzeźnika, wycieczka nie będzie długa. 16 km i 670 m podejść to program na dziś. Startujemy z szosy, zupełnie niedaleko od naszego pensjonatu przebiega żółty szlak.
Idziemy początkowo drogą, potem wygodną ścieżką mijając po lewej stronie klatki z królikami. Renata niesie aparat i robi piękne zdjęcia wszystkim napotkanym kwiatkom.
Dochodzimy do granicy parku i budki w której można nabyć bilet wstępu. Chwilę rozmawiamy z panem, który opowiada o rekordzie zimna zanotowanym tego roku –39 stopni!
Zaczynamy strome podejście w lesie, mijając po drodze różne cuda natury .
W pewnym momencie do naszego szlaku dochodzą bardzo dziwne znaki, zastanawiamy się czy to nie jest japoński szlak dla samurajów :)
Osiągamy krawędź lasu, przed nami wznosi się piękny szczyt Smereka.
Jeszcze tylko krótkie podejście i stajemy na grzbiecie Przełęczy Orłowicza (1075 m n.p.m.), z której roztaczają się liczne panoramy, niestety ograniczone przez mgły.
Wkraczamy na czerwony szlak i idziemy, a czasami nawet biegniemy, pośród łąk i skarłowaciałej buczyny, w stronę najwyższego szczytu Połoniny Wetlińskiej- Roha (1255 m n.p.m.)
Widoków za wiele nie ma, wszędzie tylko mgła, a szkoda, bo przewodnik pisze o wspaniałych panoramach.
Na szczycie spotykamy grupę studentów geografii, którzy dokonują tajemniczych pomiarów i doświadczeń. Jeden ze studentów miał w buteleczce kwas, którym polewał skałę i patrzył czy zachodzi reakcja chemiczna, a drugi badał kompasem kierunek ułożenia warstw skalnych.
Po krótkiej pogawędce i pożegnaniu ze studentami, biegniemy dalej i poprzez łąki pełne różnych traw docieramy do schroniska ”Chatka Puchatka”
Bardzo tu gwarno, przed nami dotarła tutaj grupa kolonijna.
Renata korzystając z chwili wolnego, zrobiła kilka ładnych zdjęć.
Schronisko powstało jako posterunek obserwacyjny dla wojska w latach 50., później przejęli go harcerze, a na końcu PTTK. Kiedyś tutaj nocowaliśmy, warunki są co najmniej spartańskie. W środku, ściany zdobią takie malowidła.
Nie marudzimy długo, widoków nie ma, dzieciaki robią hałas, więc za żółtymi znakami zbiegamy w dół, po drodze wzbudzając wśród kolonistów sporą sensację.


Dobiegamy do rozstaju szlaków, żółty idzie dalej na przełęcz nad Brzegami Górnymi, my wybieramy czarny i schodzimy łagodnie w dół. Renata robi zdjęcia każdemu kwiatkowi ;)
Przekraczamy głęboki i bardzo malowniczy parów Pataraczakowskiego Potoku
i wychodzimy na rozległe łąki.
Dobiegamy do kompleksu dawnych owczarni, który powstał w latach 80. gdy ktoś bardzo pomysłowy postanowił wypasać tutaj tysiące owiec. Owiec nie spotkaliśmy, ale za to natknęliśmy się na stado sympatycznych koników.
Na części terenów po byłej owczarni, umiejscowiono kemping BdPN, na którym spotkaliśmy głodne kozy.
Doszliśmy do szosy i zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami do przebiegnięcia został 4 km odcinek do Wetliny. Przed biegiem trzeba było trochę odpocząć, zajęliśmy więc miejsca na całkiem nowych ławkach i wtedy zobaczyliśmy przy drodze jakiś namiot, to były sery. Zszedł do nas gospodarz, który przyznał się, że nic innego nie potrafi robić, tylko te sery. Po takiej zachęcie nie pozostało nam nic innego tylko nabyć lokalny wyrób, który okazał się smaczny.
Zaopatrzeni w plecak serów zaczynamy biec w kierunku Wetliny. Okazało się, ze ktoś oznaczył każde 100 m tej trasy i tak w doskonałych humorach, docieramy do Wetliny. Przebiegliśmy 4,5 km w tempie 6’/km w pełnym rynsztunku z plecakami pełnymi serów. W nagrodę za miłą wycieczkę każdy sprezentował sobie loda, potem pożegnaliśmy Bartka i Konrada i poszliśmy do siebie, po drodze podziwiając takie widoczki.
Zdjęcia robiła Renata, ale na stronę wybierał je Darek, tym można tłumaczyć to, że na wielu z nich się pojawia. Zdjęć było setki bo Renia chciała wszystko uwiecznić.