o_nas_renata:



Zawsze bardzo chciałam mieć własną stronę internetową, ale urodziłam się w czasach, kiedy komputery były wielkości ogromnych szaf (dziś można takie jeszcze zobaczyć w Muzeum Techniki). Umiejętności posługiwania się skryptami html, które są dla mnie tym samym co krzaczki chińskiego pisma, nie udało mi się posiąść w szkole. Na szczęście mój syn Adam wydoroślał i zastąpił mnie w założeniu strony i jej administrowaniu. W ten sposób mamy stronę, a ja czas na bieganie :-) Bo tak naprawdę to chcę opowiedzieć o naszym bieganiu. Dla mnie stało się ono od jakiegoś czasu moim „drugim” życiem, bez którego nie wyobrażam sobie tego „pierwszego”. W dzisiejszym zabieganym świecie, gdzie większość ludzi narzeka na brak czasu, znalezienie wolnego czasu na bieganie dla przyjemności, wydaje się niektórym rzeczą niemożliwą. A jednak można i to z powodzeniem, wystarczy tylko chcieć. To tak samo jak z każdym zainteresowaniem, hobby czy zamiłowaniem. Ja np. bardzo lubię bardzo wycieczki do lasu, w góry, najchętniej w takie miejsca słabo lub w ogóle nie odwiedzane przez ludzi, czyli wszędzie tam gdzie można kontemplować piękno przyrody. Moim marzeniem jest mieszkać gdzieś z dala od zgiełku miasta, właśnie w codziennym kontakcie z naturą. Nie wiem czy jestem do tego przygotowana w 100%, więc póki co próbuję odnaleźć się na 300 m2 działki za miastem. Na razie zamieniliśmy fragment ubogiej łąki, którą porastały jedynie kępki suchej trawy, kocanki piaskowej i w dużych ilościach, trudny do wyplenienia perz, na coś co przypomina ogródek działkowy. Na działkę warto pojechać na dłużej, ale co zrobić jeśli najdzie ochota na spacer, a park wydaje się zbyt przeludniony. Wtedy jedziemy do lasu blisko domu, do Mazowieckiego Parku Krajobrazowego (MPK). Najpierw sporadycznie i bardziej rowerowo, ale pewnej wiosny to miejsce weszło na stałe do naszego terminarza zajęć pozapracowych. A wszystko zaczęło się od ... konwalii.

konwalia majowa

Początkowo potoczyło się tak niewinnie, od wspólnych wycieczek z Darkiem, który truchtał sobie po leśnych ścieżkach, a ja towarzysząc mu podziwiałam wiosnę i leśne konwalie. Czułam potem taką energię na cały dzień, że już nie mogłam się doczekać kolejnego wypadu do lasu. Najpierw oczywiście traktowałam to bardziej jako rozwijanie zainteresowań botanicznych, traktując las jako zbiorowisko roślin, które lubię obserwować. Ale kiedy Darek pokazał mi kartkę z planem co robić aby biec 60 minut bez przerwy, postanowiłam spróbować zrealizować również taki plan. Kiedy udało się, to chciałam głośno krzyczeć, taka byłam z nas dumna. Wspominam ten okres z rozrzewnieniem, kiedy to odcinki marszu odmierzaliśmy sobie, z braku stopera, minutnikiem do gotowania jajek ;). Robiliśmy sobie we dwójkę zdjęcia przy szlabanie przy wejściu do lasu, „upodabniając się” do grupy biegowej SBBP, której losy śledziliśmy na ich stronie i forum internetowym. W końcu postanowiliśmy „pokazać się światu” i jesienią pojechaliśmy na sobotnie spotkanie do Lasku Bielańskiego zrobić sobie fotkę przy „prawdziwym” szlabanie. Trochę się obawialiśmy, że nie damy rady dobiec ze wszystkimi na Młociny, ale okazało się, że obok wytrawnych biegaczy, są tam też tacy amatorzy jak my, a najważniejsze było to że zostaliśmy bardzo miło powitani. To nas zachęciło jeszcze bardziej do biegania. Skoro tak, to postanowiłam umówić się z kimś na wspólne bieganie, bo od jakiegoś czasu poranne bieganie z Darkiem, z racji coraz dłuższych dystansów, nie wchodziło już w grę. W ten sposób poznałam przez internet koleżankę, która jak się okazało mieszka na tym samym osiedlu i na dodatek w domu... obok. Z czasem, grupa spotykających się na wspólne bieganie osób, umówionych poprzez forum internetowe, powiększyła się znacznie, a miejsca spotkań urozmaiciły się. W którymś momencie przyszedł czas na zmierzenie swoich sił w zawodach. Mój pierwszy start był w styczniu 2004 w biegu na 15 km na warszawskiej Chomiczówce. Koleżanka namówiła mnie na udział w tych zawodach, bo organizatorzy... dają ładne medale. Na początku biegło mi się bardzo dobrze i ciągle chciałam przyspieszać. Na szczęście koleżanka powtarzała mi, że lepiej zostawić siły na ostatnie kilometry i biegła dalej równym tempem. Jakie było moje zdziwienie kiedy przed metą poczułam zupełny brak mocy. Na pocieszenie otrzymałam swój pierwszy w życiu medal za ukończenie biegu. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że uda mi się przebiec i to dobrej formie dystans maratonu. Przygotowania do niego prowadziłam przez całą zimę, wiosnę i lato. Najpierw swoich sił spróbowałam w trzech półmaratonach, w kilku biegach na 10 km, w końcu wzięłam udział w Maratonie Warszawskim. Na 105 sklasyfikowanych zawodniczek biorących udział w tym MW, 66 przybiegło na metę z czasem lepszym od mojego, czyli mam co poprawiać, ale to już w kolejnym sezonie biegowym. Tak naprawdę jednak nie chodzi mi jednak wyłącznie o wyniki, bo też nie trenuję jak prawdziwy zawodnik. Dla mnie ważne jest to, że mogę założyć buty i wyjść pobiegać kiedy mam na to ochotę, spotykając się jednocześnie ze znajomymi. Biegnąc razem rozmawiamy, żartujemy i... umawiamy się na kolejne wspólne bieganie. Spędzamy tak wolny czas, bawiąc się przy tym naszym bieganiem.

zawilec gajowy

październik 2005