imprezy_Maniacka_Dziesiątka: |
|
II Maniacka Dziesiątka 19.03.2006 tekst: Renata zdjęcia: Renata |
|
Jeszcze w czasie narciarskiego pobytu w Szklarskiej Porębie przyszedł nam do głowy pomysł aby się zarejestrować na bieg na nogach „Maniacka Dziesiątka” w Poznaniu, który odbywa się w sobotę 18.03.2006. Już pierwsze informacje o tej imprezie ze strony internetowej biegu zachęciły nas do wzięcia w niej udziału. Dowiedzieliśmy się również, że na ten bieg wybierają się nasi znajomi z SBBP (KrzysiekP i Skarabeusz) oraz KB Lechici Zielonka (Konrad), wszyscy z zamiarem sprawdzenia się przed innymi poważniejszymi imprezami: półmaraton, czy maraton. Jesteśmy więc na liście startowej Maniackiej i mamy zarezerwowany nocleg. W przeddzień wyjazdu ogarnia nas jednak zwątpienie: Darek z powodu bólu w pośladku nie brał udziału w czwartkowych zajęciach na sali na Siennickiej, ja też zrezygnowałam z przebieżek. Prowadząca zajęcia Irina w ogóle potraktowała nas w ten dzień ulgowo (nie było żadnych skoków, ani innych obciążających nogi ćwiczeń), może to pod wpływem naszej rozmowy o samopoczuciu i mojego bólu lewej nogi od czasu biegu po falenickiej wydmie. W końcu jednak decydujemy się w piątek rano na wyjazd do Poznania. Szkoda nam nie wziąć udziału w tej imprezie.
W Poznaniu jesteśmy jeszcze przed zachodem słońca, więc wybieramy się na mały rekonesans sąsiednich ulic. Pogoda nie sprzyja spacerom: jest pochmurno, siąpi deszcz, w powietrzu nieprzyjemna wilgoć i szybko robi się ciemno. Zauważamy jednak, że na ulicach nie ma już śniegu, czyli wiosna zawitała tutaj wcześniej. Podziwiamy jedynie rynek starego miasta, kilka kamienic, ratusz i wracamy.
![]() ![]() ![]() ![]() |
|
Ranek nie budzi nas słońcem, na dworze jest szaro i niemiło, temperatura w okolicach 0 st. C, ale na szczęście nic nie pada. Zaraz po śniadaniu jedziemy bezpośrednio na miejsce startu, czyli nad Jezioro Malta.
![]() ![]() |
|
Jezioro jest zamarznięte i dopiero z bliska widać jak jest duże.Tuż obok znajduje się chyba jedyne miejsce w Poznaniu gdzie jest "śnieg"- Malta Ski. Jest jeszcze bardzo wcześnie, więc ludzi jest mało, bez żadnych kolejek odbieramy numery startowe i chipy
![]() ![]() ![]() ![]() |
|
Zwiedzamy okolice i wtedy ogarnia mnie kolejne zwątpienie, już czuję suchość w ustach, gdy wyobrażam sobie jak będę biec z wywieszonym językiem wokół tego jeziora. Suchość w ustach pogłębiła mi się od wczoraj, gdy zaczęło mi dokuczać gardło. Ale nie poddaję się, gardło to jeszcze nie problem, najważniejsze, że noga nie boli.
Idziemy się przebrać i już z przypiętymi numerami startowymi mieliśmy robić rozgrzewkę, gdy spotykamy naszych znajomych,
![]() |
|
od nich dowiadujemy się, że bieg rozpoczyna się 15 minut później. Zostawiamy rzeczy w depozycie i wychodzimy na zewnątrz, gdzie widzimy tłum biegaczy czekający w kolejce do rejestracji, nic dziwnego, że trzeba opóźnić start. Oprócz 500 zawodników zarejestrowanych przez Internet przyszło jeszcze niespełna 100 dodatkowych. Organizatorzy nie spodziewali się takiej frekwencji. Między tym tłumem biega Arti, który wita się ze wszystkimi i informuje, że start jest przesunięty. Mamy więc czas na rozgrzewkę: truchtamy, robię kilka ćwiczeń rozciągających i przebieżki. Wtedy czuję, że jest mi gorąco i jestem dziwnie spocona, oj to nie jest dobrze, myślę sobie, chyba mam jednak gorączkę, patrzę na pulsometr: tętno też jakieś takie wysokie, ale to może przed zawodami? Trudno, jakoś dam radę. Przecież się teraz nie wycofam.
Truchtamy na linię startu, która jest ok. 1,5 km od budynku z szatniami. Wystrzał startera tak głośny, że aż podskakuję i biegniemy. Najpierw w sporym tłumie, ale stawka zaraz się rozciąga i widzę przed sobą kolorowy wąż biegaczy, który będzie mi towarzyszył aż do końca. Nie widzę oznaczenia pierwszego kilometra (ponoć był po lewej stronie), ani drugiego, jestem skupiona na złapaniu równego kroku. Krótko na samym początku biegnę obok Darka, ale jego równy krok jest trochę dłuższy od mojego i wkrótce widzę tylko jego białą koszulkę przede mną, która jednak systematycznie oddala się. Mijamy jakieś oznaczenie przy trasie i słyszę z boku głos: „Ile?” Patrzę na zegarek i odpowiadam; 16 minut”. Biegniemy dalej razem i przy kolejnym oznaczeniu kilometrów ten sam głos, znów pyta: „Ile?” i za chwilę nieco już niecierpliwie „No, ile? Głucha?”. Wtedy zorientowałam się, że to znów jest pytanie do mnie i grzecznie odpowiadam „21 minut”, skromnie nie podając tych kilku sekund więcej, żeby nie stresować tego biegacza obok, że jednak zwolniliśmy. Za tym zawodnikiem w żółtej koszulce z napisem „Kolejarz Bydgoszcz” biegnę tylko do półmetka; tam „Kolejarz” zostaje z tyłu i już dalej nie muszę go informować jaki mamy czas. Teraz koncentruję się na nieznacznym przyspieszaniu, bo czas jaki zobaczyłam na stoperze na 5 km nie satysfakcjonował mnie w zupełności. Udaje mi się wyprzedzić jeszcze kilka osób, ale nie wiem czy to ja biegnę szybciej, czy to oni już osłabli. Ok. 2 km do mety widzę przed sobą kobietę w czerwonej bluzie. Postanawiam ją dogonić, nie patrząc na innych zawodników, którzy też jakoś dziwnie nabrali wigoru i zaczynają przyspieszać. Ale są to głównie mężczyźni, więc nie stresuje się tym tak bardzo jak faktem, że kobieta w czerwonej bluzie, oddala się zamiast przybliżać. Wiatr wyciska mi łzy z oczu, ale nie czuję wiatru przez bluzę i cienką koszulkę, jest mi wystarczająco ciepło, nie czuję żadnego bólu, co mnie trochę pociesza i pozwala przynajmniej utrzymać przez cały czas równe tempo biegu. Wreszcie ostatni kilometr, a tuż przed metą już widzę Krzyśka machającego mi niebieską wstążką medalu oraz dopingującego Konrada. Finiszuję więc, ale już nie udaje mi się otrzymać
medalu, jestem 456 na mecie, czyli, że dla innych 5 osób przede mną też go zabrakło (rano pytałam nawet Darka, czy nie miał takiego snu, że przybiega , a na mecie został wydany już ostatni medal zawodnikowi tuż przed nim, więc to moje przewidywanie było jakieś prorocze, z tym że tylko dla mnie). Na szczęście jestem obdarowana tulipanem (dostają go na mecie wszystkie kobiety), a za chwilę spotykam Darka, który oddaje mi swój medal. Po biegu idziemy do bufetu, niestety ze względu na dużą ilość uczestników jest tylko herbata lub grochówka, ale do wyboru. Rozumiejąc sytuację pijemy tylko herbatę. Trzęsąc się z zimna szybko zmierzam do szatni. Po wykąpaniu się i przebraniu czeka nas jeszcze obejrzenie dekoracji zwycięzców. Wszystkie nagrody wręczał Arti, uśmiechając się zadowolony z frekwencji i rozmachu imprezy. Na uroczystym zakończeniu była też mama Artiego, z którą przypadkowo udało mi się zamienić kilka słów. Oprócz nagrodzonych w kategorii generalnej mężczyzn ![]() |
|
i kobiet
![]() |
|
były też nagrody w kategoriach wiekowych (mężczyźni i kobiety), jak i drużynowych
![]() |
|
oraz wyróżnienia dla niepełnosprawnych; dodatkowo też dwie nagrody specjalne za rekordy trasy wśród mężczyzn i kobiet. Na zakończenie dekoracji odbyło się też losowanie wśród wszystkich uczestników biegu pozostałych nagród,
![]() |
|
w tym nagrody, która miała zostać przyznana za rekord trasy wśród kobiet, lecz nie udało się dziś go pobić i została włączona do puli nagród losowanych (nomen omen nagrodę tę wylosowała IB ubiegłoroczna zwyciężczyni Maniackiej Dziesiątki, która w tym roku zajęła miejsce II.).
Nasz zespół
![]() ![]() |
|
niczego nie wygrywa w losowaniu, czekamy więc jeszcze tylko na wydrukowanie dyplomów z czasem, miejscem i podpisem Dyrektora Zawodów,
![]() ![]() |
|
który każdy otrzymuje zapakowany w tekturową teczkę i zbieramy się w drogę powrotną do domu.
W czasie podróży do domu analizujemy nasze dzisiejsze wyczyny i chwalimy organizację biegu. Wszystko nam się podobało, począwszy od wydawania numerów, chipów, skończywszy na oznakowaniu trasy (mata pomiaru czasu na półmetku !) przypominało to wszystko do złudzenia organizację maratonu, a był to przecież bieg tylko na 10 km. Zauważyłam nawet punkt z wodą do picia na 5 km. Natomiast to, że bufet ograniczał wydawanie posiłek lub picie, było oczywiste ze względu na zwiększoną ilość chętnych. W pełni natomiast ten niedostatek był zrekompensowany przez mnogość nagród ufundowanych przez sponsorów. Nawet fakt, że na mecie nie czekał już na mnie medal, nie wpłynęło negatywnie na ocenę tej imprezy, wszak medal dostanę później pocztą, a już teraz mam dyplom z wynikiem. Jednym słowem jesteśmy pod wrażeniem zaangażowania w ten bieg Artiego i jego kolegów z KB Maniac Poznań, zakręconych na punkcie biegania, którzy wiedzą czego oczekują biegacze i potrafią dobrze zorganizować masową imprezę. Polecamy ten bieg innym. Naprawdę warto przyjechać. Zapraszamy do przeczytania ciekawej relacji Konrada , który pobił na Maniackiej życiówkę. |