imprezy_Półmaraton w Łomży:

I Łomżyński Półmaraton 03.09.2006

tekst: Renata zdjęcia: Renata i Darek
Jesteśmy już zapisani, przeglądamy listę startową, ale ciągle nie mamy pewności, czy udało się nam skompletować drużynę tak aby wystąpić w 1 Drużynowych Mistrzostwach w Półmaratonie w Łomży. Bo czy wszyscy z zapisanych przyjadą? Wreszcie w sobotę wieczorem już wszystko wiadomo: jesteśmy umówieni rano na wspólny wyjazd z Mirkiem, który zdecydował się jednak pojechać z nami do Łomży, będąc tym piątym brakującym zawodnikiem. Pomimo wczesnej pory humory dopisują i rośnie poziom adrenaliny im bliżej do Łomży. Droga pusta, podróż szybko mija. Na miejscu są już Wittowie, pojawiają się kolejni znajomi biegacze: jest w dużej obsadzie Galeria

oraz nadjeżdżają kolejni. Dotarł też Zbyszek

który wraz z naszą czwórką (Krzysiek, Mirek, Renata i Darek) będzie dziś walczyć w jednej drużynie: SBBP.PL.

Na przygotowanie do biegu jest jeszcze dużo czasu. Przypinamy numery startowe, przebieramy się


i robimy rozgrzewkę podziwiając w trakcie osiedle Perspektywa, gdzie jest miejsce startu i meta tuz przy Szkole Podstawowej, przed którą mieści się też biuro zawodów. Czekają przygotowane już medale: w oryginalnym kształcie i słusznej wagi.

Organizator Mariusz Niziński wita się i biegnie do swoich zajęć. Musi dopilnować punkty odżywcze, pomiar czasu, nagrody i pewnie jeszcze tysiąca innych spraw, z których my biegacze nawet nie zdajemy sobie sprawy. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie drużyny w komplecie

i ustawiamy się do startu. Najpierw na dźwięk gwizdka biegniemy wolno w ramach startu honorowego otaczając osiedlowy plac zabaw z amfiteatrem w środku do linii startu właściwego. Wreszcie na podobny gwizdek wszyscy ruszyli dużo szybciej. Teraz można włączyć stoper i biec. Na szczęście jestem tego dnia mocno skoncentrowana, więc gwizdka oznajmującego start nie przegapiłam. Podobnie jak nie zgubiłam żadnego z oznaczeń kilometrów na trasie: były zresztą bardzo wyraźne, namalowane co 1 km na asfalcie żółtą farbą. Było to bardzo wygodne, bo można było kontrolować tempo biegu. Początek, jak to zwykle bywa był zbyt szybki, potem kolejne kilometry zwalnianie, w czym bardzo „pomagało” kilka podbiegów. I tak na każdej z czterech pętli. Miałam jednak wrażenie, że ostatnie przygotowanie na obozie w Szklarskiej nie poszło na marne i śmiało pokonywałam każde wzniesienie (w sumie na całym dystansie, wg pomiarów Darka wysokościomierza było 130 m przewyższenia). Dodatkowym utrudnieniem był też silny wiatr na niektórych odkrytych odcinkach. Łaskawa jednak okazała się temperatura powietrza, która tylko początkowo oscylowała w okolicach 20°C, później jednak zaczął padać deszcz i zrobiło się dużo chłodniej, chłodziły nas też podmuchy wiatru. Czyli nie można było narzekać na upał. Warunki do biegania były optymalne. Trasa w większości przebiegała ulicami częściowo wyłączonymi z ruchu i była zabezpieczona przez Policję, tak więc w zasadzie chyba nikomu żaden samochód nie przejechał przed nosem. Nie widać było kibiców na trasie, za to przy punkcie odżywczym zlokalizowanym przy szkole słychać było ogromy hałas, który jednoosobowo zapewniał Wasyl, który próbował swoich sił w roli konferansjera. . Bieg odbywał się po pętli, także biegnący nie mogli narzekać na brak towarzystwa: mijaliśmy się na jednej prostej, a wkrótce wolniejsi byli dublowani przez szybszych. Do tego mieszały się grupki na trasie, więc ciągle miałam kogoś przed i za sobą. Przez większa cześć biegu biegłam razem z Darkiem i Mirkiem. Tylko Darek początkowo zobaczywszy żółta koszulkę Jarka z „biegajznami.pl” zagadał się i wyprzedził nas, ale potem zwolnił i już we trójkę biegliśmy równo. Na ostatnim okrążeniu poczułam kłucie oznaczające początek kolki, więc zatrzymałam się na chwilę. Od tamtej pory już nie udało mi się dogonić rozpędzonego Mirka. Na szczęście Darek postanowił dotrzymać mi kroku i wpadliśmy razem na metę. Czekał już tam na nas Krzysiek, który skończył gdy my mieliśmy do pokonania jeszcze jedna pętlę. Otrzymaliśmy piękne medale i bardzo szczęśliwi, że to już koniec udaliśmy się w poszukiwaniu miejsca do odświeżenia się i przebrania. Niestety nie udało mi się znaleźć w szkole nic bardziej komfortowego jak łazienka z umywalkami. Dokonując ewolucji akrobatycznych udało mi się jakoś umyć większość ciała i po ćwiczeniu radzenia sobie w trudnych warunkach i przebraniu się w suche ubrania przeniosłam się do świata zwykłych ludzi. Czując wzbierający głód zamieniłam czym prędzej kupon na miseczkę grochówki, która nadzwyczaj smakowała . Pałaszowaliśmy zupę zagryzając chlebem przy dźwięku występów młodych wokalistów z tutejszej szkoły. Ujęło mnie brawurowe wykonanie jednego z chłopców przeboju z repertuaru Czesława Niemena. Inne piosenki też brzmiały bardzo przyjemnie dla ucha. W ten sposób dobrnęliśmy do zakończenia imprezy nazwanego dekoracja zwycięzców. A wśród nich znaleźli się: najpierw biorący udział w biegu niepełnosprawni zawodnicy, później na podium wychodziło 9 najlepszych drużyn. Niestety wśród nich nie było naszej, choć początkowo bardzo się cieszyliśmy, że udało się, bo tak głosiły wywieszone przez organizatorów wyniki. Jak się później okazało nastąpiły jeszcze pewne poprawki w nazwach zespołów i ostatecznie uplasowaliśmy się jako drużyna na miejscu dziesiątym. Radość nasza jednak była i tak duża bo wygraliśmy z drużyną zaprzyjaźnionego klubu KB „Galeria”, co myślę, że zbliżyło nas jeszcze bardziej. Szczególnie, że walka na trasie była mocno zażarta, przynajmniej w moim przypadku, gdy na przedostatniej pętli, wreszcie zdecydowałam się na atak na jednym z większych podbiegów, wyprzedzając biegnących przed nami Justynę i Andrzeja, co ostatecznie zaowocowało sporą bo ok. 2 minutową przewagą nad nimi na mecie. Potem nagrody odbierali: 3 najlepsze zawodniczki i zawodnicy w kategorii open. Wśród pań wygrała Majka Maj z Viking Klub, a wśród panów Krzysztof Drąg z KM Truchcik Łubianka. Następnie na podium stawali kolejno nagradzani: panie oraz panowie w kategoriach wiekowych. Wśród wartego odnotowania było spektakularne opanowanie podium aż przez trzy „galerniczki” w kat. K 30 lat: Elę, Anię i Justynę.

Na scenie obecni byli też: Krzysiek i Renata za zajęcie 3 miejsca w swoich kategoriach wiekowych.

Kolejną godzinę wypełniło nam oczekiwanie na wylosowanie nagrody spośród 100 nagród rzeczowych przygotowanych przez organizatorów. Los był bardziej łaskawy tylko dla niektórych, ale chyba nikt nie wrócił z pustymi rękoma, bo jeśli nie miał pucharu, nagrody, swojego życiowego rekordu czy wylosowanej nagrody to miał chociaż medal, który dostawali wszyscy. Z naszej grupy los uśmiechnął się do Krzyśka i Zbyszka.

Droga powrotna w niedzielny wieczór nie była tak krótka jak rano w kierunku Łomży, ale zmęczenie po trudach biegu nie było takie uciążliwe gdybyśmy nie wracali w dobrym towarzystwie.

Dziękuję wszystkich kolegom z drużyny za ich starania na trasie. Dzięki Wam byliśmy o włos na miejscu nagradzanym pucharem.

Słowa uznania należą się też organizatorom z Łomży, którzy postarali się aby impreza była bardzo udana i taka na która warto przyjechać jeszcze raz.
Tylko u nas możecie zobaczyć Grażynkę Witt, która po przebiegnięciu 21 km pląsa twista na zakończeniu imprezy. :-)
Po kliknięciu na zdjęcie Grażynka zaczyna tańczyć.