Kremenaros:

27.06.2006

tekst: Renata zdjęcia: Renata i Darek
Po pierwszym aklimatyzacyjnym dniu decydujemy się na bardzo długą wycieczkę z Wetliny pasmem granicznym przez Rabią Skałę, Krzemieniec, a następnie przez Rawki i Działem znów do Wetliny. Na szlak wyruszyliśmy ok. 7 rano, zaopatrując się w sklepie w Wetlinie w odpowiednią ilość wody, gdyż słońce na niebie wyraźnie wskazywało, że ten dzień będzie należał do upalnych. Już pierwsze podejście na Jawornik (1021) gdzie część trasy prowadziła w lesie wycisnęła z nas pierwsze poty, było parno i gorąco pomimo wczesnych godzin porannych.


Zbiegamy z Jawornika, by znów wspinać się na Paportną (1199), przechodząc po drodze przez polanę porośniętą trawą i jak przystało na nazwę szczytu, paprociami, podziwiając po drodze panoramy.


Z Paportnej jeszcze kawałek wspinania się stromą ścieżką i osiągamy Rabią Skałę (1199), która znajduje się już w strefie granicznej.

Podchodzenie w parnym powietrzu zmęczyło nas, ale na szczycie Rabiej nie marudzimy zbyt długo, gdyż dochodzą nas pomruki zbliżającej się burzy. Przebiegamy przez polankę i zaczynamy się zastanawiać czy chmury przesuwają się w naszą, czy w przeciwną stronę






Jeszcze rzut oka w przepaść urwiska skalnego na tarasie widokowym
i czujemy na sobie pierwsze krople deszczu. Pozbawieni złudzeń co do nieuchronności ulewy, zaczynamy rozglądać się za solidniejszym drzewem, które miałoby dać nam schronienie. Wówczas naszym oczom ukazuje się wiata. Nie byliśmy zupełnie świadomi jej istnienia i wydawała się ona nam cudownym przypadkiem. W wiacie przeczekaliśmy deszcz, który okazał się na szczęście przelotny.


Po ok. 30 min mogliśmy iść dalej, co prawda wśród mokrych traw i ścieżką przypominającą mały strumień, co zapewniło naszym butom, a następnie stopom odpowiednią wilgotność na długie kolejne godziny. Jednak widok jaki roztaczał się przed nami rekompensował wszystkie niewygody. Najpierw zachwyciły nas unoszące się po deszczu mgły z parujących lasów, upodabniające szczyty do ośnieżonych.
Po zbiegnięciu w dół lasem zatrzymujemy się na skraju polany Przełęczy po Czerteżem (906) gdzie znów podziwiamy, tym razem górską łąkę.




















Teraz czeka nas podchodzenie na Czerteż (1072), ale trasa prowadzi przez piękny las.








Oznaczenia na trasie dublują się, część jest po słowacku, a inne po polsku gdyż cały czas poruszamy się po szlaku granicznym. Niebo znów się wypogodziło i powietrze zrobiło się rześkie, co nas dobrze nastroiło. Idziemy, a nawet podbiegamy na płaskich odcinkach. Mijamy mogiłę lejtnanta Gładysza
i zaczynamy podchodzić na Hrubki (1186) i Kamienną (1201).


Wciąż pnąc się do góry ukazuje się nam widok na Rawki z charakterystycznym słupem punktu geodezyjnego.
Wreszcie dochodzimy do Krzemieńca, na którym zastajemy nowy słup graniczny, który w niczym nie przypomina tego sprzed lat. Dokumentalna fotka, krótka przerwa na posiłek i rozmowę z miłą parą turystów, którzy też zatrzymali się tutaj.






Dalsza część trasy wiedzie odkrytym terenem,
jest południe i słońce przygrzewa dotkliwie, po niedawnym deszczu już zupełnie nie ma śladu, nie chłodzą nas krople strząsane z liści krzewów podczas dotychczasowej wędrówki w zaroślach, czy lesie.


Jest duszno, nie ma wiatru, a droga wiedzie znów w górę na szczyt Wielkiej Rawki (1304), a kilka minut drogi dalej jest punkt geodezyjny, przy którym znów robimy bardzo krótką przerwę na picie. Betonowy słup punktu nie jest ogrodzony żadnym rusztowaniem, tak jak go zapamiętałam sprzed lat. Po obu stronach widać piękne panoramy, po prawej bardzo charakterystyczna Połonina Caryńska.










Dalej szlak prowadzi wśród karłowatych jarzębin (o tej porze jeszcze kwitnących), droga, prowadząca niegdyś mocno błotnistym i trudnym do przejścia wąwozem jest teraz wygodną trasą z kładkami w bardziej podmokłych miejscach.






Na Małej Rawce (1272) skręcamy w zielony szlak i dalej kierujemy się Działem do Wetliny.




Trasa wypłaszczyła się na tyle, że można przebyć jej początkowy odcinek biegiem. Pomimo słońca biegnie się komfortowo, ponieważ nasłonecznione fragmenty polanek co jakiś czas przechodzą w odcinki przebiegające przez las.


Mijamy kolejne polanki, na których rosną bardzo wysokie krzewy jagód, malin, czy traw.






Wreszcie wkraczamy w piętro bukowego lasu. Trasa prowadzi stromo w dół.


Potem jeszcze krótki fragment przez las świerkowy i osiągamy drogę asfaltową prowadzącą do Wetliny. Ostatni kilometr szosą przez miejscowość dłuży się bardzo, nikt się już nie śpieszy, czujemy zmęczenie w nogach. Darek narzeka na stopy, Bartek też jakoś tak powłóczy nogami. Ja z Konradem nie robimy już zdjęć. Wreszcie doszliśmy. Całość ponad 30 km trasy zajęła nam i tak rekordową ilość czasu bo tylko niewiele ponad 8 godzin, podczas gdy wg przewodnika jest to trasa zaplanowana na 13 godzin. Niestety po obiedzie już posprzątane ze stołu,


więc musieliśmy się zadowolić naleśnikami z pobliskiego baru.