tekst: Renata

zdjęcia: Renata
VII Półmaraton Warszawski - start i meta na Stadionie Narodowym, 25.03.2012
Obserwowaliśmy budowę Stadionu Narodowego dzień po dniu przejeżdżając obok. Ciągle obiekt ten był jednak tylko do oglądania z zewnątrz (najpierw ogradzał go płot budowy, potem postawiono dwumetrowej wysokości metalowe ogrodzenie i zamknięto wraz z okalającymi go błoniami). Podglądałam więc budujący się stadion wieczorem, gdy zaświeciły się nowe latarnie wokół niego:
Przyglądałam mu się gdy się prezentował w całej swojej zewnętrznej okazałości w dzień, ale ciągle tylko z daleka:
Wreszcie otrzymujemy zaproszenie w postaci numeru startowego w 7. Półmaratonie Warszawskim (PMW) do środka. Każdy uczestnik biegu przekroczył bramy ogrodzenia stadionu i został gościem obiektu przez kilka godzin. Najpierw idziemy do podziemi (poziom -2) gdzie organizatorzy PMW usytuowali szatnie i depozyty dla biegaczy.
Darek jeszcze się nie przebrał, podczas gdy ci maratończycy tworzący grupę biegnących Spartan są już gotowi do startu.
Przed udaniem się na linię startu biegu jeszcze rzut oka na wyjście na stadion - rzadko kto ma okazję zobaczyć stadion z tej perspektywy, no chyba, że jest piłkarzem wychodzacym na murawę grać mecz.
Trochę to wygląda kosmicznie, ale nie bardzo mamy teraz czas mysleć o stadionie bo czekają nas emocje związane z biegnięciem półmaratonu. Wychodzimy zatem z naszego schronienia jakim był parking na -2 i w koszulkach z krótkimi rękawami i krótkich spodenkach truchtamy na most Poniatowskiego gdzie znajduje się linia startu. Wieje wiatr i na chwilę zachodzi słońce więc nasze nieosłonięte ramiona i łydki nieco marzną podczas oczekiwania na sygnał do startu. Potem jednak rozgrzewamy się biegiem, pojawia się słońce, ale też przyjemnie chłodzi wiatr, więc nasz strój startowy okazuje się być trafiony do panujących warunków.

Tegoroczna trasa półmaratonu pod względem swojego profilu przewyższeń nie rozpieszczała, obfitowała w szereg atrakcji terenowych, jak choćby tunel na Wisłostradzie, podbieg na Agrykoli czy drugi, może niezbyt wymagający ale tuż przed finiszem, wbieg na ślimak na Most Poniatowskiego. Tuż za mostem skręt w lewo i już widoczna meta tuż pod samym stadionem. Wbiegamy z Darkiem trzymając się za ręce, jak za dawnych dobrych czasów. Forma biegowa wróciła z czego bardzo sie cieszymy.

Czas po biegu znów spędzamy na stadionie delektujac się tym razem na spokojnie widokiem tego co można zobaczyć od strony kibica siedzącego na widowni.
W nagrodę za udany bieg odwiedzamy jedną z kawiarenek na Saskiej Kępie.