wycieczki rowerowe:

Kępa Oborska

06.05.2011

tekst i zdjęcia: DAR
W piątkowe popołudnie korzystając ze słonecznej pogody wybraliśmy się spontanicznie na zwiedzanie Doliny Środkowej Wisły. Przejechaliśmy przez najbardziej wysunięty na południe most w obrębie Warszawy i dalej cały czas Wałem Zawadowskim wzdłuż Wisły. Część tej trasy znaliśmy z wycieczek biegowych, kiedyś już się tu kręciliśmy. Nic się tu nie zmieniło od tamtej pory. Na szczycie ziemnego wału ciągnie się wąska ścieżka taka akurat na jeden rower, a wokół ciągną się łąki i zarośla, w których słychać śpiew ptaków. Przypominam sobie, że kilka lat temu byliśmy tutaj w jakiś majowy upalny dzień na rowerach. A może to był czerwiec? Śpiewał wtedy słowik w drzewach rosnących nad rzeką i chyba było zdecydowanie cieplej.
Mijamy kanał i tereny Augustówki i zjeżdżamy z wału na wygodną asfaltową ulicę. Ruchu samochodowego właściwie tu nie ma, a asfalt jest dobrej jakości, dlatego lubią tę trasę rolkarze. Dziś jednak nikogo na rolkach nie spotkaliśmy. Za osiedlem Zawady ładny asfalt jednak szybko się kończy i zaczynają się betenowe płyty, a potem jest już tylko szutrowa droga. Mieliśmy już wracać ale ciekawiło nas dokąd ta droga prowadzi więc jedziemy jeszcze i wtedy okazuje się, że dalej znów jest odcinek asfaltowej drogi, a z naprzeciwka mija nas gość na szosówce. Miał co prawda nietęgą minę, ale może jechał pod wiatr? Przyjemnie i szybko jedzie się dobrym asfaltem więc sprawdzamy dokąd nas zawiedzie.
Osiągnęliśmy most w Obórkach. Podziwiamy okolicę gdy na most wjechał kolarz na karbonowym rowerze (słychać było ten inny dźwięk kół na brukowanym moście). Potem przemknęła obok para na rowerach szosowych i jeszcze dziewczyna na mtb w koszulce "napieraj.pl". Gdy na skrzyżowaniu obok minęliśmy się z dwoma jeszcze kolarzami, pomyśleliśmy, że to musi być jakieś super miejsce do szosowych treningów, skoro tu takie tłumy jeżdżą. Nic dziwnego: dobry asflat i mały, a w zasadzie żaden ruch samochowdowy. Wolę nie myśleć co się dzieje na innych drogach w piątkowe popołudnie. A i okolica ładna: pusto i cicho. Z dala od zgiełku miasta.
Robi się coraz później, a nie wzięliśmy ze sobą lampek do roweru, wracamy zatem do domu tą samą drogą. Kępę Zawadowską mijamy z jej drugiej strony podziwiając ogromne tereny piaskowni nad rzeką. Dziko tu i odludnie.

W domu sprawdziliśmy na mapie, że jeszcze kawałek dalej i bylibyśmy na wysokości Habdzina, a kilka kilometrów dalej jest droga na Gassy, czyli tereny gdzie została wytyczona trasa rowerowa Habdzinmana. Wszyscy wtedy podziwiali jakie wspaniałe drogi są w tamtej okolicy: mało samochodów, wąskie lokalne drogi z dobrym asfaltem. Zagadka spotkania tylu kolarzy trenujących tutaj rozwiązała się. Uznaliśmy to miejsce warte lepszego poznania. Tylko jak się tutaj dostać skoro mieszkamy po drugiej stronie Wisły i jedyną najkrótszą drogą jest ziemny Wał Zawadowski, którego na szosówce nie chciałabym pokonywać.