V Trzebnicki Maraton Rowerowy "Żądło Szerszenia", Trzebnica

30.04. 2011

tekst: Renata
Pokręciliśmy się trochę w majowy weekend po Górach Kocich. To piękny zakątek naszego kraju. Tak pomyślało z górą pięciuset innych uczestników imprezy przygotowanej przez kolarzy dla kolarzy. Mowa tu o amatorskim stowarzyszeniu "Szerszenie Trzebnica" , które już piąty raz organizuje kultowy wręcz wyścig o nazwie "Żądło Szerszenia".

Tak komentuje te zawody klubowy kolega Sylwek, który "zjadł zęby" w kolarstwie:

"Na liście startowej zauważyłem wielkie nazwiska sprzed lat.
I tak:
JAN BRZEŹNY - m.in. dwukrotny zwycięzca Tour de Pologne (1978r. 1981r.), wielokrotny mistrz polski, olimpijczyk, nazywany często cieniem Ryszarda Szurkowskiego.
HENRYK CHARUCKI - m.in. zwycięzca Tour de Pologne (1979r.).
JAN FALTYN - m.in. V-ce mistrz świata na torze 50km (1977r.).
ANDRZEJ KACZMAREK - m.in. jeden z "siedmiu wspaniałych", jak mówiono o składzie na XXIII Wyścig Pokoju w 1970r. , kiedy to biało czerwoni wygrywali, jak chcieli. Rozdzielali zwycięstwa między sobą w zależności od tego, skąd pochodził dany zawodnik. Kaczmarek wygrał wtedy w Bydgoszczy. Wprawdzie pochodził z Poznania, ale z tego miasta pochodził też Hanusik (starszy stażem w kadrze) i to on wygrał w swoim mieście. Takie to były czasy, miło powspominać.
Ale ważniejsze jest to, że wybitni zawodnicy sprzed lat startują w imprezach masowych do dziś i często radzą sobie znakomicie, dając dobry przykład innym."


Mając zatem taki przykład trzeba było dać z siebie wszystko, a łatwo nie było. Jak straszyli, ci którzy mieszkają bliżej (grupa wrocławska), trasa Trzebnickiego Maratonu Rowerowego (TMR) uległa w tym roku modyfikacji nie bez znaczenia: została wydłużona do 135 km i miała mieć więcej przewyższeń, choć nikt nie mówił dokładnie jakich.

Początek trasy faktycznie był płaski, wśród łąk i stawów, a przez to szybki. Potem zaczęło się marszczyć i trzeba było częściej zmieniać przerzutki aż brakowało koronek. Ale trud żmudnych podjazdów rekompensowały piękne widoki, bo pogoda dopisała: dominowały zieleń pół i łąk, biało kwitnące sady, żółte i pachnące pola rzepaku, piękne lasy i równiutko zaorane pola, a po drodze wioski z przydomowymi ogródkami z kwitnącymi na fioletowo bzami i czerwonymi tulipanami.
Niewątpliwą atrakcją tej imprezy jest miejscami dziurawy asfalt przeplatany szosą o dobrej nawierzchni. Tegoroczne dziury na jednym ponad dwukilometrowym odcinku w lesie, przebiły jednak dziury z lat ubiegłych. Modliłam się żeby mi tylko dętka nie strzeliła, ale Darek napompowal mi przed startem koła na kamień i dojechałam szczęśliwie. A defektów rowerów na trasie było co nie miara. Co chwilę komuś spadał łańcuch, albo co gorzej pękał, albo ktoś łapał gumę. Na szczęście przejeżdżający inni kolarze pomagali sobie, o czym słyszeliśmy jeszcze podczas zakończenia zawodów gdy jeden z uczestników odbierał nagrodę fair play.

Nagrodami oprócz własnej satysfakcji były medale dla wszystkich uczestników oraz statuetki dla zwycięzców w kategoriach wiekowych osobno dla szosy i oddzielnie dla rowerów innych.
Trofeum Renaty za 3 miejsce w kategorii K4, z którego bardzo się oboje z Darkiem cieszymy, bo nie dość, że oryginalne, to jeszcze dość praktyczne (nie będzie się tak kurzyć jak inne puchary na półeczce).

Wyniki V TMR
Darek co prawda nie startował bo nie chciał po półrocznej przerwie rzucać się od razu na szerokie wody, a raczej na wysokie górki, ale wziął rower do Trzebnicy żeby rekreacyjnie przejechać się kawałek. Początkowo myślałam, że Darek przejedzie tylko pierwszy płaski odcinek korzystając z oznakowania trasy, wolnego czasu i ładnej pogody, ale gdy dojechałam do mety i go tam nie zastałam to zadzwoniłam lekko zaniepokojona. Nie odbierał. Dzwonię jeszcze raz, a Darek mi mówi, że jest na "kozie" (to taki słynny odcinek z podjazdem po płytach, ale w tym roku, w związku ze zmianą trasy (remont drogi dojazdowej do Trzebnicy), okazał się niczym w porównaniu z poprzedzającym go sztywnym podjazdem). Okazało się, że Darek zrobił sobie wycieczkę chcąc poznać całą tegoroczną trasę TMR. Nie żałował i jak sam mówi:

"Rzeczywiście miałem pojechać kawałek, ale w sobotę było tak pięknie na świecie, że postanowiłem zrobić wycieczkę i przejechałem całą trasę. Miałem raz skrócić, ale dobrze, że pojechałem dalej. Pierwszy raz podjeżdżałem pod 14% wzniesienie, na szczęście krótkie.
Pierwsze 10 km jechałem z dziewczynami, w grupie w której jechały Renia, Lui i Ania Michalska. Prędkość cały czas ponad 35 km/h pod wiatr. W grupie były 4 kolarki, które chciały dogonić koleżanki z wcześniejszej grupy. Wytrzymałem 10 km takiego tempa i dałem sobie spokój. Dalsza trasa to bajka w najmilszym wydaniu. Moje spokojne tempo, nikogo nie trzeba gonić, można robić przerwy w ładnych miejscach, a ładnych miejsc nie brakowało:
Tutaj można jeszcze poczytać o innych paniach na rowerze.
Oczekując na Darka na mecie moją uwagę przykuły dwa rowery z nieco odmiennymi siodłami. Z daleka nie byłam pewna czy były to te siodła ze skóry. Zagadałam kolarza stojącego przy tych rowerach i od pytania o siodło nawiązała się dłuższa rozmowa o zamiłowaniu do roweru i... triathlonu. Na koniec dostałam wizytówkę z adresem tej strony internetowej , na którą na prawdę warto zajrzeć na dłużej. Zapewniam was, że zostaniecie zauroczeni jak my wyczynami tego niezwykłego człowieka.