IV Duathlon Młociński, Młociny |
|
02.04. 2011 tekst: Renata | |
Pomimo małego wyjeżdżenia na rowerze na początku tego sezonu nie zrezygnowałam z udziału w duathlonie i zdecydowałam się na start traktując to jako dobrą zabawę i przerywnik od samego biegania i pływania. Darek zapewnił mi kompletny serwis rowerowy (pompowanie kół, smarowanie łańcucha, transport, etc.) i wsparcie mentalne. Był też pomocnikiem organizatora imprezy - Adama Krzesaka.
Na początku była bardzo wesoła rozgrzewka z Miodziem: |
|
![]() ![]() |
|
Potem wszyscy ustawili się na linii startu i Adam dał sygnał do biegu. Czołówka pognała, a ja z Luizą i kilkuosobową grupą ustaliliśmy nie za szybkie i komfortowe tempo biegu. Potem z całej tej grupy utworzył się czterosobowy trzon, który w niezmienionym składzie pokonał dwie pętle biegu. Oprócz mnie i Luizy cały czas trzymała się obok Ela i towarzyszył nam Miodzio, który wyraźnie postanowił lansować się z dziewczynami, zamiast ścigać z na poważnie chłopakami. | |
![]() |
|
Zabawiał nas rozmową, pomagał utrzymać równe tempo. Pierwsza część upłynęła spokojnie i bez żadnych atrakcji. W strefie pierwszej zmiany z biegu na rower wszystko się jednak posypało. Ela z Luizą wyjechały na zmianę rowerową szybciej. Ja zmieniając buty z biegowych na rowerowe zabawiłam w strefie dłużej. Musiałam potem gonić dziewczyny naciskając mocno na pedały. Na szczęście dopingował mnie Miodzio, który jechał za mną. | |
![]() |
|
Luizę udało mi się dojść już gdzieś na pierwszym okrążeniu. Krzyknęłam do niej żeby się mnie trzymała, ale gdy się obejrzałam już jej nie było. Nie miałam licznika w rowerze więc kierowałam się wyłącznie samopoczuciem. Na początku wydawało mi się, że dam radę jechać tak szybko, ale potem uświadomiłam sobie, że to aż 6 pętli więc trochę chyba zwolniłam. Tuż przed linią startu/mety na wybojach na ścieżce trzęsie niemiłosiernie całym rowerem. Słyszę jak coś w nim zgrzytnęło. Zatrzymuję się bo mam wrażenie, że spadł mi łańcuch. Podbiega Darek i sprawdza, ale łańcuch jest na swoim miejscu, tyle że na najmniejszej zębatce, stąd to wrażenie. W tym czasie mija mnie Luiza i kilkoro innych zawodników. Znów muszę gonić. Mijam najpierw ostrożnie odcinek specjalny - wyboje na parkingu. Rozpędzam się dopiero za szlabanem na gładkiej ścieżce. Znów doganiam Luizę, ale i tym razem nie udaje się nam jechać razem. W połowie drugiej pętli dochodzę też Miodzia i znów jedziemy razem. Jak na komendę zmieniamy przerzutki, pijemy z bidonów w tym samym czasie. Stanowimy zgrany zespół aż do końca trasy rowerowej. Rower też już nie zawiódł aż do końca. | |
![]() |
|
Na czwartej i piątej pętli już, już miałam Elę na wyciągniecie dłoni. Najpierw jechała sama, widziałam jak ciężko pracuje pedałując. Potem dołącza się do niej inny zawodnik i chyba wstąpiły w nią wtedy nowe siły. Zaczęła się trochę oddalać, ale cały czas była w zasięgu wzroku.
Teraz został bieg. Jedna pętla. Może ją dogonię. Przedtem jednak muszę się wydostać z butów rowerowych i założyć biegowe. Rozglądam się za nimi, ale nie mogę ich nigdzie znaleźć w bałaganie strefy zmian. Ela w tym czasie zostawiła rower i pobiegła nie zmieniając butów. Gdy wreszcie udało się mi się odnaleźć i zmienić buty słyszę głos Sylwka, który już skończył: "Renia, teraz spokojnie". A pewnie, że będę biec spokojnie, a nawet statecznie, bo nogi mam zdrętwiałe po rowerze i kołkowate. Ale tuż za nierównościami na parkingu nabieram znów rytmu i mam władzę nad nogami. Biegnie obok Miodzio i opowiada jak jest wspaniale. W połowie pętli widać już wyraźnie plecy Eli. Dołącza się do nas Sylwek, który w ramach roztruchtania biegnie obok i dopinguje mnie razem z Miodziem do podjęcia wysiłku. "Zawalcz o jeszcze kilkanaście sekund" słyszę. Próbuję zebrać się jeszcze do szybszego biegu. Meta i okrzyki kibicujących, więc kilka finiszowych kroków i koniec. Zabrakło mi 20 sekund do zwyciężczyni. Tylko i aż. W relacji wykorzystałam zdjęcia z galerii Bartka Skalskiego. |