XXXIV Rajd na Orientację "Orient 2011", Las Sobieskiego

23.01. 2011

tekst i zdjęcia: Renata i Darek
Rozsmakowaliśmy się jakoś ostatnio w imprezach na orientację. Przeglądając kalendarze imprez tego typu nie sposób było ominąć "Orientu 2011", który jest rozgrywany na naszym biegowym podwórku, czyli w Lesie Sobieskiego. Po raz pierwszy biegałam na orientację właśnie w "Oriencie 2005", czyli ładnych kilka lat temu, zupełnie jeszcze nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi. To było tak na próbę w zespole razem z Tomkiem i Ojlą (ech, to były pionierskie czasy). Pamiętam, że strasznie się zaplątywałyśmy w jeżyny, gdy Tomek, doświadczony orientalista, przegonił nas przez las na przełaj; potem szukałyśmy jakiegoś rowu, na końcu którego był schowany lampion. Mapy wtedy nie dotykałam, nie miałam kompasu i tylko śmiechu było co nie miara, gdy nas znów jakieś kolce z jeżyn łapały za łydki.

Dziś razem z Darkiem mamy zamiar potraktować tę imprezę jako kolejne ćwiczenie w bieganiu na orientację. Zabrałam swoją moskiewską biżuterię, czyli kompas zakładany na kciuk. Stara busola musiała zostać w domu, bo Moskwa jest szybka, a igła błyskawicznie pokazuje to co ma pokazywać. Tak przynajmniej to wyglądało w domu. Zobaczymy jak wyjdzie w terenie i podczas biegu. Darek ma drugi kompas, pożyczony od Kasi, uczestniczki wielu imprez na orientację i rajdów przygodowych. Mając dwa kompasy możemy zatem startować indywidualnie.

Centrum zawodów mieści się w szkole podstawowej w Wesołej-Zielonej. To po drugiej stronie lasu, w którym biegamy na co dzień.
Organizatorem jest HKT "Trep" PTTK, a kierownikiem zawodów - Andrzej Krochmal, który jak człowiek orkiestra rozstawia przed imprezą punkty kontrolne, przyjmuje zapisy, wydaje karty startowe, wypuszcza zawodników na start, czeka na mecie zbierajac karty i mierząc czasy, a po imprezie biegnie na trasę zebrać lampiony. Nie mówiąc oczywiście o wcześniejszym przygotowaniu map, komunikatu technicznego, opracowaniu regulaminu i tysiącu innych spraw, o których uczestnicy nie mają pojęcia.

Pierwsi uczestnicy pojawili się już w biurze zawodów:
Czas przygotować się. Oprócz kompasu druga ważna sprawa to buty. Do kompletu dobrze mieć ochraniacze. W nocy spadł śnieg, wiec dziś takie ochraniacze mogą być więcej niż przydatne. Niby same buty nie biegają, ale nie należy o nich zapomnieć.
Mamy jeszcze trochę czasu, więc zapoznajemy się z komunikatem technicznym. Jest w nim mała tabelka z jakimiś tajemniczymi znaczkami. Z opresji ratuje nas jednak innym uczestnik, jak się okazało człowiek, który zjadł zęby na rysowaniu map na orientację. Przeszliśmy zatem szybki kurs czytania mapy oraz zrobiliśmy sobie ściągawkę w postaci słownego opisu obok znaczków z tabelki. Potem jeszcze uczynny kolega widząc nasze laickie podejście do tematu orientacji, pokazał nam praktyczne określanie azymutu za pomocą mapy i kompasu. Mając jeszcze mętlik w głowie, ale bogatsi o skrawek teoretycznej wiedzy orientalistycznej, kończymy nasze przygotowania do startu.

Jeszcze tylko rzut oka na szkolną tablicę z rysunkami z okazji obchodzonego w tym tygodniu święta babci i dziadka ...
... i możemy już iść na miejsce startu, które jest tuż za rogiem ogrodzenia szkoły. Uczestnicy w pełnej rozpiętości wiekowej: od dzieci, poprzez szkolną młodzież, po weteranów. Jednym słowem impreza dla dzieci i rodziców, wnuczek i wnuków oraz ich babć i dziadków. Do wyboru były: zróżnicowane trasy o różnych dystansach od 2,1 do 7,8 km oraz różnej ilości punktów kontrolnych (od 6 do 15). Każdy mógł coś dla siebie znaleźć.
Po krótkiej rozgrzewce tłum biegaczy zaczyna wypełniać miejsce startu i za chwilę utworzy się kolejka. Start odbywa się co kilka minut w grupach 5-osobowych. Każdy tuż przed startem otrzymuje mapę, więc zapoznawanie się z nią jest praktycznie dopiero w biegu na trasie. Na razie czekamy mając tylko same karty startowe, na których będziemy potwierdzać perforatorem obecność w danym punkcie kontrolnym.
Za chwilę zanurzymy się w ten piękny ośnieżony las. Potem wyjdzie na moment słońce, ale my zapatrzeni w mapy i kompasy oraz skupieni na odnajdywaniu punktów przez 2 godziny brodząc w śniegu nie zarejestrowaliśmy tych chwil cyfrowo.
Dzisiejsza lekcja z orientacji nauczyła nas wykorzystania możliwości kompasu, tak aby nie biegać tylko drogami widocznymi na mapie, co często zwiększa pokonywany dystans. Rzeźba terenu na mazowieckich płaskich trasach nie jest zbyt pomocna jeśli chodzi o odnajdywanie się w terenie, a las nie daje zbyt wielu możliwości orientacji jeśli chodzi o charakterystyczne miejsca, no może nasz las jest nieco lepszy bo ma jedną dużą wydmę. Spróbowaliśmy zatem kilka razy biec precyzyjnie wyznaczając kierunek z użyciem kompasu i mapy (na tzw. azymut, zamiast ścieżkami wyrysowanymi na mapie). Nawet nam to wyszło całkiem dobrze. Może dlatego, że pamiętaliśmy aby cały czas kontrolować strzałkę na mapie wyznaczającą północ. Ważne było aby nie popełnić nigdzie "błędu 180 stopni", czyli nie pobiec np. na południe, zamiast na północ od punktu, bo mapa została zorientowana odwrotnie. Dzięki temu udało się nam nie zgubić i zaliczyć wszystkie punkty. Czyli to ćwiczenie zaliczone.
Mapa Las Sobieskiego skala 1:15 000 (autor A. Krochmal) - "Orient 2011" trasa D (15 PK, w tym PK od 2 do 13 zaliczanie w dowolnej kolejności, tzw. scorelauf, reszta w kolejności jak linia łącząca na mapie).
Strona organizatora
Wyniki Orient 2011 bno