28.02.2009 (sobota)



tekst: DAR
zdjęcia: DAR
Rano lekki mróz i piękne słońce sprzyjało wycieczkom. Ale po śniadaniu jakoś nie kwapimy się do wyjścia. Czy czujemy już przesyt nart? Czy bardziej martwimy się o ich stan, a raczej co zostanie ze ślizgów po wycieczce w zamarzniętych koleinach? Po wczorajszej odwilży, wszystko to co zdążyło się roztopić w ciągu dnia, zamarzło w nocy. Trudno, narty zostają, a my zakładamy buty trekingowe i idziemy do lasu marszem. Początkowo niepewnie, ale potem nabieramy coraz większej ochoty i wyszedł nam całkiem przyzwoity kilkukilometrowy spacer. Wokół cisza, rozglądamy się za jakimś zwierzem, ale tylko mnóstwo śladów kopyt, mniejszych i większych i tych bardzo dużych. Potem jeszcze ślady kotowatych lub psów, tropy zajęcy. Ale wokół cisza, widać nie jest to pora na zwierzęce przechadzki. Wracamy uszczęśliwieni widokiem lasu skąpanego w słońcu i nie mając mnóstwo czasu do obiadu spędzamy czas na różnych aktywnościach: ja wyciszam się przy ćwiczeniach Pilatesa, Darek zaś dokłada sobie kolejny poziom do obciążenia na trenażerze kręcąc na rowerze. W tym czasie okazało się, że Pit także zrezygnował z nart, bo jego stoją oparte obok naszych i wybrał się na polowanie z aparatem fotograficznym w dłoni. Ciekawe czy udało mu się spotkać oko w oko z łosiem, albo rysiem? Przy obiedzie wymieniamy się spostrzeżeniami na temat dzisiejszego spokojniejszego dnia i zaczynamy dryfować myślami ku jutrzejszemu wyjazdowi.