05.07.2008 (sobota)



tekst: DAR
zdjęcia: DAR
Po wczorajszym wypoczynkowym dniu poranne wstawanie nie jest takie trudne. Nocnych błysków, o których opowiadała później przy śniadaniu gospodyni, nie widzieliśmy, ani nie słyszałam padającego w nocy deszczu. A musiał padać solidnie gdyż piach na drodze był aż rozmiękły w niektórych miejscach od dużej ilości wody i było sporo kałuż, również trawa i liście na drzewach były jeszcze mokre. Po wyjściu z bocznej drogi doprowadzającej nas na główną zobaczyliśmy zająca, który pokicał zaraz w las. Pobiegliśmy naszą pętlą w przeciwną stronę. Pomimo rześkiego, chłodnego powietrza biegło się nam dość ciężko, może to za sprawą przylepiającego do butów piachu. Czasami miało się wrażenie, że buty grzęzną w podłożu, nie mieliśmy żadnego odbicia od podłoża. Las był cały mokry, maki smętnie zwieszały główki, a szare ptasie piórko, które wczoraj leżało na drodze dziś było zlepione i zmieszane z piachem. Nie było widać licznych wczoraj tropów zwierząt, wszystko zmył deszcz. Po drugiej pętli już myślałam, że będziemy kończyć, ale Darek wcisnął tylko przycisk w zegarku i pobiegł dalej. Wreszcie udało się nam zaliczyć trzy pętle: 90 minut biegu ciągłego. Nie było już, co prawda czasu na siłę biegową, ale za to porozciągałam się dłużej. Zadowoleni, że udało się nam dziś pobiegać rano cały założony dystans, po krótkim odpoczynku po śniadaniu nie spoczęłam na laurach, tylko zrobiłam wszystkie swoje ćwiczenia z piłką i rozciąganie raz jeszcze w wersji max. W tym czasie wyszło słońce i zrobiło się przyjemnie ciepło. Wszystko to nastroiło mnie pozytywnie i oznajmiłam Darkowi, że chętnie popływam w jeziorze, ale pojadę nie samochodem, tylko rowerem tą trasą, którą Darek testował wczoraj wieczorem. Darka nie trzeba było długo namawiać i wkrótce byliśmy gotowi. Początek drogi znam bardzo dobrze, jeszcze było widać nasze ślady z porannego biegania, potem skręcamy w lewo. Kierujemy się cały czas główną drogą, która ma nas zaprowadzić do jeziora. Po 9,5 km jesteśmy na miejscu. Było trochę korzeni, piachu, ale przynajmniej było krótko i nie zdążyłam się zmęczyć. Teraz wyciągamy nasze pianki i już po kilku minutach jesteśmy w wodzie. Nie płyniemy do pomostu, bo stamtąd dochodzą jakieś dźwięki i dzieciaki myją menażki w jeziorze. Za to na polu biwakowym gdzie jest kąpielisko z piaszczystym dojściem do jeziora nikt nie wchodzi do wody i całe kąpielisko jest dla nas. Siedzimy w wodzie pół godziny. Darek wypływa w kierunku środka jeziora, ja uczę się pływać kraulem na płytkiej wodzie przy brzegu. Widzę piaszczyste dno, ryby, a gdy wychodzi słońce to refleksy promieni światła w wodzie. Pianka unosi mnie na tyle, że praktycznie nie muszę ruszać nogami i skupiam się na pracy rąk i oddychaniu. Zdejmujemy pianki, które przez chwilę ociekają powieszone na gałęzi drzewa i zakładamy suche ubrania rowerowe. Mamy jeszcze dużo czasu do obiadu, więc jedziemy do pobliskiego Rygola. W barze przy stanicy dla kajakarzy nad rzeką Szlamicą zajadamy ciasteczka - po pływaniu jakoś szybko zgłodnieliśmy. Posileni wracamy do domu tą samą drogą przez las. Zaliczam jeden bardzo łagodny upadek, gdy usiłuję przejechać przez piach, ale nic się tym razem nie stało. Resztę trasy, wcale nie łatwej technicznie (korzenie, wykroty, kałuże, piach), pokonuję z wysoką kadencją i nie czuję zmęczenia, ani drętwienia pleców, czy stóp. Całość trasy 23 km. Gdy wróciliśmy, samochód gospodyni już był, widać zakupy w Suwałkach nie przedłużyły się i obiad będzie na czas. Faktycznie aromatyczny barszcz biały i do tego pieczona biała kiełbasa z ziemniakami czekały już na stole. Znów najedliśmy się tak, że musieliśmy poleżeć odpocząć. Zresztą i tak nigdzie już nie mogliśmy pójść, bo zaraz po obiedzie była burza i mocno padało. Na chwilę przestało lać, ale burza powróciła i znowu padało. Nic dziwnego, że psy były takie senne i nie reagowały na nas jak przechodziliśmy do jadalni. Nie było mowy o żadnym wieczornym spacerze, wszystko było mokre i padający deszcz nie pozostawił nam innej alternatywy jak tylko czytanie książek i słuchanie ptasiego radia – otworzyliśmy specjalnie okno żeby lepiej słyszeć koncert, jaki dawały ptaki, szczególnie jeden wydawał z siebie piękne trele, co jakiś czas powtarzając te same frazy, a zakres dźwięków miał bardzo bogaty.
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć