04.07.2008 (piątek)



tekst: DAR
zdjęcia: DAR
Rano wybraliśmy się przed śniadaniem na bieganie po lesie. Gdy wyszliśmy świeciło słońce i było przyjemnie, ale nie tak gorąco jak wczoraj. W lesie tuż przy drodze spotkaliśmy mamę gospodyni zbierającą jagody. Po drugiej pętli nabrałam ochoty na trzecią, w dodatku zaczął kropić deszcz i fajnie by się biegało, ale było późno i musieliśmy już wracać, w dodatku zaczęło cicho grzmieć i niebo z jednej strony pociemniało, Gdy szliśmy na śniadanie deszcz padał już większy i wyglądało na to, że jeszcze może dłużej popadać. Psy, które zwykle podrywały się ożywione, dziś na nasz widok tylko przeciągnęły się leniwie i sennie. Koty przyszły do domu całe mokre i szukały sobie miejsca do ogrzania się. Dzień zapowiadał się deszczowo. W takiej sytuacji postanowiliśmy ruszyć się gdzieś dalej samochodem pozwiedzać okolice. Pretekstem była wyprawa do bankomatu, a najbliższy, jak dowiedzieliśmy się od gospodyni, znajduje się w Sejnach. Nadarzyła się także okazja, aby sprawdzić przewodnikową wiedzę o okolicy z rzeczywistością. Zanim zetknęliśmy się z nowoczesnością w postaci bankowej kasy w ścianie, zapoznaliśmy się najpierw z historią Sejn, a szczególnie z zawartością murów klasztoru podominikańskiego. Zawartość ta stała w sprzeczności z wyglądem zewnętrznym założenia klasztornego, które będąc obecnie w posiadaniu kościoła wyraźnie nie grzeszy funduszami na remont i wyposażenie wnętrz. Sale ostatnio użytkowane jeszcze w latach 60-tych jako szkoła, dziś są zdewastowane, w wielu brakuje nawet podłóg, mury wyraźnie wskazują na rodzaj użytego budulca: czerwonej cegły, gdyż nie posiadają w większości otynkowania. W kilku salach i na części korytarzy zostały powieszone fotografie oraz kilkanaście obrazów z ubiegłorocznego pleneru malarskiego z udziałem artystów z Litwy i Białorusi. W jednej z sal zgromadzono przedmioty znalezione na dziedzińcu, głównie przedmioty codziennego użytku. W tej samej sali wisiały również historyczne plakaty obrazujące straszne lata schyłku drugiej wojny światowej i lata powojenne. Skrawki raportów, meldunków, listów, grypsów oraz fotografii i opisów pokazuje niechlubne karty historii mówiące o skazanych na kary śmierci przez UB. Po tej wstrząsającej lekcji historii przechadzamy się jeszcze po innych częściach pustego i zniszczonego budynku klasztornego i wychodzimy w miejscu gdzie napis szumnie głosi „Muzeum”. Kontrastowo wygląda sąsiadujące z dawnym klasztorem, barokowe wnętrze kościoła. Aż trudno oderwać oczy od kapiących złoceń i zdobników na ołtarzach. Wracamy na chwilę do rzeczywistości i przechadzamy się uliczkami Sejn. Dochodzimy do białej synagogi. Z tablicy dowiadujemy się, że 25% mieszkańców stanowili Żydzi sprowadzeni dawniej przez Dominikanów, którzy w ten sposób pobudzili miasteczko do rozwoju. Dziś w synagodze odbywają się letnią porą koncerty, np. orkiestry klezmerskiej, na który to postanawiamy się wybrać. Tymczasem wybieramy się szlakiem litewskich wsi. Oczywiście tylko w wielkiej przenośni, gdyż zwiedzanie samochodem jest zupełnie pozbawione sensu, ale nie zdążymy już dziś wybrać się na 18 km pieszą wycieczkę. Dlatego jedziemy tylko do Żegar, gdzie z najwyższego punktu udaje się nam zobaczyć kawałek rynnowego jeziora Gaładuś. Podjeżdżamy jeszcze do Dusznicy gdzie jest dojazd do samego jeziora. Rzut okiem na piękne duże jezioro i czas wracać. Po drodze oglądamy jeszcze dawne przejście graniczne z Litwą w Ogrodnikach (jakże często słyszało się o kolejkach tirów właśnie w Ogrodnikach). Skręcamy z głównej szosy w mniej uczęszczaną, wiodącą wśród pól. Na mapie zauważam miejsce zaznaczone jako zabytkowy dwór. W rzeczywistości jest to opuszczony budynek, którego czasy świetności już nie wrócą, a na dachu w najwyższej jego części stoi bocian, w gnieździe obok dwa inne bociany. Dojechaliśmy do Gib, a potem do Frącek skąd atakujemy nieznaną nam jeszcze drogą leśną dojazd do jeziora Płaskiego. Świerkowy las wokół nadał tajemniczości, patrzę na termometr i widzę, że temperatura spadła o kolejne dwa stopnie i zrobiło się już 15, a nawet miejscami 14 stopni. W dodatku zaczęło padać. Gdy dojechaliśmy w końcu do jeziora z trudem przekonałam się do tego, aby przebrać się w kostium kąpielowy. Po założeniu jednak pianki nie trzęsę się już z zimna. Za chwilę wejdziemy do wody, więc to, że pada deszcz zupełnie nam nie przeszkadza. Woda okazuje się być ciepła i przyjemna. Darek namawia, aby popłynąć do sąsiedniego pomostu, odpocząć i wrócić, po czym powtórzyć tę operację. Czuję, że nie mogę się długo zastanawiać, bo inaczej zrejteruję i zaczynam płynąc za Darkiem. Niestety popełniałam błąd i nie wypłukiwałam sobie okularków, które po jakimś czasie zaparowały. Nic nie widziałam i wpadałam w lekkie zaniepokojenie gdyż nie widziałam, dokąd płynę. Zawołałam Darka żeby zlokalizować swoje położenie i zapytałam czy jeszcze mam daleko do pomostu. Gdy okazało się, że 50 m, spokojnie dopłynęłam do Darka, który już tam na mnie czekał. Wtedy weszło na pusty dotąd pomost dwóch chłopców, którzy oznajmili, że tutaj znajduje się obóz i nie możemy korzystać z pomostu ani plaży. Odpowiedzieliśmy im, że nie mamy zamiaru korzystać ani z pomostu, ani z plaży i odpłynęliśmy po niegościnnym powitaniu. Potem popłynęliśmy jeszcze raz w kierunku środka jeziora i już musieliśmy wychodzić żeby zdążyć na czas na obiad. A wtedy właśnie najlepiej mi się pływało: nabrałam rytmu, nie było mi zimno i nie parowały mi okularki, a najfajniejsze było to, że padał deszcz, a krople deszczu robiły kółka na tafli wody w jeziorze, mnóstwo kółek, do tego woda była bosko ciepła. Zresztą po wyjściu z wody też nam nie było zimno, a wszystko to za sprawą pianek. Szybko przebraliśmy w samochodzie, nawet nie zdążyłam zmarznąć. Było super. Potem jeszcze tylko długi powrót drogą przez las i szybko na obiad, jeszcze z mokrymi włosami. Przy obiedzie okazało się, że goście z psem też byli dziś na wycieczce samochodowej w Sejnach i potem jeszcze w Puńsku, w którym my nie byliśmy, ale z ich opowiadania wynikało, że niczego nie straciliśmy. Po krótkim odpoczynku poobiednim Darek postanawia wyruszyć rowerem w poszukiwaniu skrótu nad jezioro. Planujemy częstsze wypady na pływanie w jeziorze stąd krótsza droga dojazdowa jest nam bardzo potrzebna. Mam nadzieję, że się nie zgubi w niezliczonej ilości leśnych dróg w Puszczy. Pytam go przed wyjściem czy ma ze sobą urządzenie do nawigacji, które tutaj okazuje się być niezwykle przydatne. Drugą ważną rzeczą, oprócz własnej umiejętności orientacji, jest również mapa, a najlepiej z możliwością sprawdzenia własnego położenia. Darek szczęśliwie wrócił po około godzinie z wiadomością, że krótsza droga (8 km) jest, ale słabo przejezdna i do tego z zakazem dla ruchu samochodów. Pozostaje tylko krótszy dojazd do jeziora rowerem.
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć