III Bieg Górski

16.02.2008

tekst i zdjęcia: DAR
Darek debiutował w tym sezonie w Biegach Górskich w Falenicy (wreszcie udało mi się go namówić na start, a i On sam czuł taka potrzebę). Darek był moim prywatnym pacemakerem i biegliśmy całą trasę razem. Zależało mi na tym, aby nie pobiec zbyt szybko pierwszego okrążenia, co ostatnio zwykle uniemożliwia mi przyspieszanie na ostatnich metrach i kończyłam na ostatnich nogach pozwalając uciec rywalom i co gorsza rywalkom. Pogoda oprócz zadymki, taka sama, słonecznie i lekki mróz. Start poprzedziła rozgrzewka i miłe pogaduszki ze znajomymi biegaczami. Zerkamy na zegarek i wygląda na to, że za chwilę ruszymy, ale jeszcze organizatorzy wygłaszają informacje ogólne, których zwykle i tak nie słychać, gdy nagle pierwsza linia poszła. My z opóźnieniem włączamy stopery i w pogoń. Umiarkowanie rozpędzamy się pod górę, potem jest zbieg, ale nie można jeszcze wyprzedzać, bo tłum biegaczy jak wąż wije się wąską ścieżką pośród drzew. Biegniemy cierpliwie i spokojnym tempem, aż stawka nieco się rozciągnie, zresztą mieliśmy nie szaleć na początku. Wreszcie udaje się złapać równy rytm, siedzimy na plecach Basi, która jest mocna w zbiegach. Dochodzimy ja na podbiegu, potem na kolejnym i tak mija nam pierwsza pętla. Na zegarku 17'18". Chyba trochę za szybko, więc lekko zwalniamy i znów grzecznie biegniemy za Basią, ale na podbiegu jednak jest zdecydowanie za wolno dla nas, więc atakuję i już jestem na górze, ostry zbieg, żeby odskoczyć i prowadzimy. Teraz tylko to utrzymać. Siły jeszcze są, ale nie można za bardzo szarżować. Mijamy kibiców zgromadzonych przy mecie i podbieg na trzecią pętlę (czas na zegarku po drugiej pętli 17'29", czyli raptem 11 sek wolniej). Na wydmie kolejny raz kibicujący AS pokrzykuje: "Brawo Darek!, Brawo Renata!" Uśmiecham się i myślę: wytrwać do końca, ale słyszę Darka, który ogląda się za mną kontrolując czy się jeszcze go trzymam: "Renia, teraz ostro przyspieszamy". Przedostatni podbieg. Mielę piach pod stopami, jest coraz wolniej zamiast szybciej. Na górze wyprzedza mnie chłopak, którego dyszenie słyszałam tuż za plecami przez całą drugą i trzecią pętlę. Darek instruuje mnie żebym rozluźniła ręce na zbiegu, a potem na ostatnim podbiegu mam mocno pracować łokciami. Nie wiem na ile te instrukcje wdrażam w życie, faktem jest że walczę ile sił i staram się podnosić wyżej kolana i macham mocno rękoma. Na szczycie podbiegu jeszcze zauważam błysk flesza stojącego tam fotografa (czyli jeszcze zmysły mi nie przygasły zupełnie) i gnam do mety. Tam już słyszę zagrzewających do sprintu na ostatnich metrach znajome głosy biegaczy, którzy już skończyli: to henley i Wawer. Ostatnie okrążenie było jednak najszybsze (17'06") i czas całkowity jaki złapałam na stoperze to 51'54" (mój najlepszy czas w tym cyklu BG, a Darka r.ż. w BG). Na mecie rzuca mi się na szyję szczęśliwy Radek, który pobił swoją falenicką życiówkę (50'05"). Chwilę łapię oddech i truchtamy jeszcze we trójkę (ja, Radek i Darek) po wydmie jakiś 1 km. Po przebraniu się w szkole zahaczamy o pobliską cukiernię, gdzie tradycyjnie już spotykają się "entrowcy" i inne osoby dość mocno związane z klubem. Opanowaliśmy dziś aż trzy cukierniane stoliki. Swoją obecnością zaszczycił nas po raz kolejny Prezes Andrzej, więc i fotki z biegu i spotkania będzie można wkrótce pooglądać. Rozmowy o bieganiu połączone były z gratulacjami dla naszych klubowych zawodniczek i zawodników, którzy dziś bardzo ładnie pokazali swój lwi pazur (szczególnie Beata) i wielu ustanowiło nowe rekordy życiowe na tej trudnej trasie. Wyniki powinny być w poniedziałek.

Zdjęcia przed i po biegu