Sine Wiry

29.01.2008

tekst i zdjęcia: DAR
29.01.2008

Kalnica – Sine Wiry - Kalnica

Rano Darek widział zapowiadające pogodny dzień piękne różowe niebo od wschodzącego słońca, a przynajmniej tak twierdził, bo jak ja się obudziłam to słońca już nie było widać. Podczas śniadania przez duże okna jadalnego salonu roztaczał się widok na pobliskie szczyty gór. Powietrze było przejrzyste, więc i widoczność dobra, więc jednak coś z tego różowego wschodu słońca pozostało. Nie zwlekamy więc, aby wykorzystać tę dobrą widoczność. Sprawdzamy wyposażenie naszych plecaków, zabieramy dodatkowe bluzy z polaru bo powietrze jest mroźne i wyruszamy.
Najpierw akcja łańcuchy po wczorajszych kłopotach z podjazdem do miejsca naszej kwatery. Po zakupie łańcuchów na koła samochodu w najbliższej stacji benzynowej czujemy się bezpieczniej. Tutejsze drogi są białe od śniegu i tylko lekko odgarnięte przez pługi śnieżne. Jedziemy autem do Kalnicy. Przy sklepie zakładamy narty biegowe i udajemy się niebieskim szlakiem rowerowym drogą wzdłuż rzeki Wetliny. Latem jechaliśmy tędy rowerami więc droga powinna być znajoma, jednak zimowa sceneria zupełnie zmieniła okolicę i w zasadzie jest ona dla nas zupełnie nowym miejscem.

Docieramy do skrzyżowania z dochodzącą z prawej strony drogą, tędy przechodzi również czarny szlak turystyczny. Jednak o tej porze roku nie wygląda na przetarty, wybieramy więc szeroką drogę. Poruszanie się na niej jest zdecydowanie łatwiejsze, choć na mijanym niedawno skrzyżowaniu zaliczam na płaskiej drodze upadek, podczas którego wygina mi się kijek. Na szczęście nie złamał się i dał się łatwo wyprostować, więc kontynuujemy naszą wycieczkę w kierunku Rezerwatu Sine Wiry. Trasa nieco się zwęża i zaczynają się pofałdowania. Dodatkowym utrudnieniem były miejsca ścinki drzew, gdzie ze śniegu wystawały kawałki gałęzi oraz kamieni z rozjeżdżonej drogi. W czasie stromych zjazdów zdejmowaliśmy nawet narty i szliśmy nie chcąc ryzykować upadków. Po dotarciu do miejsca Sinych Wirów, czyli kaskady gdzie spieniona rzeka przepływa przez duże głazy, postanawiamy wracać po własnych śladach. Dzień jest zbyt krótki aby wydłużać trasę. Droga powrotna dostarcza podobnych wrażeń na kilku podejściach i zjazdach, a następnie bardzo wygodnej szerokiej drodze z ubitego śniegu.

Po pożywnym obiedzie czujemy dziwną senność, ale zaczynamy snuć plany na dzień jutrzejszy. Ma nam w tym pomóc wizyta u restauratora Aleksego.

Zdjęcia