imprezy_zimowe biegi górskie:

I Bieg z cyklu Biegów Górskich 2008

12.01.2008

tekst i zdjęcia: DAR
Falenicka wydma przywitała nas wiosennymi roztopami i śliskimi fragmentami pokrytymi cienkim lodem. Trzy pętle trasy do pokonania stanowiły nie lada wyzwanie w takich warunkach. Na szczęście okazało się, że dalsza część trasy, ta pośród drzew, jest w dużo lepszym stanie. Jednak piach na słynnym szóstym podbiegu zwanym ścianą płaczu, dawał się jak zwykle mocno we znaki. Po przedłużonej rozgrzewce spowodowanej przesunięciem godziny startu o kwadrans, ustawiamy się na linii startu. Ledwo się mieścimy na wąskiej ścieżce, na trasę wyruszyło około 200 uczestników (organizatorzy mówią o rekordzie frekwencji). Pierwszą pętlę biegniemy w dość zbitej grupce, dopiero później stawka się rozrzedza, ale ciągle słyszę za plecami czyjś głośny oddech, szczególnie na szczycie każdego podbiegu. Chwila wytchnienia na zbiegu i kolejne mozolne podbieganie. Przypominam sobie jak ostatnio ćwiczyliśmy na treningu z agentami FBI ostre podbiegi i już jestem na górze. Znowu zbieg i przy jeziorku słyszę znajomy głos zasłoniętej aparatem żony Darka Rosy, błysk flesza i biegnę znów pod górę. Przebiegam linię startu-mety, kątem oka zauważam nowość - zegar organizatora (17:24). Nie jest źle myślę sobie, tylko czy uda się w takim tempie wytrzymać do końca? Z trudem zbieram się na drugą petlę, bo wiem jak było ciężko na tej pierwszej. Na szczycie wydmy woła mnie ktoś po imieniu: "Renata, dobrze Ci idzie." Chyba jednak była to pochwała trochę na wyrost, bo niedługo wyprzedza mnie na zbiegu chłopak, który biegł długo za mną. Teraz trzyma mnie tylko przy życiu myśl, że nad jeziorkim będą kibicki: żona i córka Darka Rosy. Wypatruję ich sylwetek, ale nie ma ich w tym samym miejscu. Nie, jednak są, przemieściły się tylko kawałek dalej, znów słyszę "brawo", zdjęcie i po tym zastrzyku energii mogę biec dalej. Kończąc drugą petlę, słyszę jak Darek krzyczy żebym biegła szybciej, bo goni mnie Alex. No tak, zwycięzcy już kończą, a przede mną jeszcze cała pętla męki. Na trzeciem okrążeniu jest jeszcze trudniej. Dochodzi mnie Mel, za nią Wiatr. O ile jednak Wiatrem się tak nie przejmuję, to coś mnie pcha do przodu żeby starać się trzymać Mel. Może przez to trzecie okrążenie nie będzie gorsze od drugiego (nie było!), bo od pierwszego już na pewno nie będzie szybsze (prawie minuta straty). Zmęczenie daje o sobie mocno znać. Doganiam jednak Mel i to co dziwne na podbiegu. Już, już zrównujemy się, gdy na zbiegu Mel odskakuje jak szalona. Na szczęście na kolejnym podbiegu moja sytuacja poprawia się, znów ją dochodzę. Niestety na kolejnym zbiegu, na którym ja jestem bardziej zachowawcza, Mel nie pozostawia mi znów żadnej nadziei. Taka sytuacja powtarza się na kilku podbiegach i zbiegach. W końcu daję za wygraną. Jeszcze mija mnie z lekkością Madzia i teraz już marzę tylko o ukończeniu. Nie ma już kibiców na trasie, wszyscy oczekują finiszujących. Powłóczę noga za nogą, próbuję krzesać resztki energii. W końcu meta, padam w objęcia Darka, ledwo stoję na nogach. Oj, dała mi do wiwatu ta wydma dzisiaj. Tymczasem przybiegają kolejne zawodniczki i zawodnicy. Wśród nich Adam, a zaraz za nim Asia. Obydwoje bardzo zadowoleni z udziału w tej imprezie. Asia bardzo ambitnie podeszła do zadania, biegnąc od razu całą trasę, zwłaszcza że był to jej pierwszy raz w Falenicy. Bardzo dobrze rozłożyła siły, dzięki czemu wyglądała świetnie po dotarciu na metę. Adam zaś nie nudził się na urozmaiconej trasie, widać że biegi górskie stały się jego nową ulubioną dyscypliną. Po trudach biegu uzupełnialiśmy zapasy węglowodanów w pobliskiej cukierni.

R.
Zdjęcia autorstwa Darka z imprezy.