imprezy:
|
Maraton w Nowym Jorku, czyli podróże kształcą
Część IV
31.10-06.11.2007
tekst i zdjęcia: DAR
|
Rozchodzenie po maratonie na Piątej Alei
Czując się dobrze po wczoraj przebiegniętym maratonie postanawiamy dalej przemierzać na piechotę ulice Midtown na Manhattanie. Początek naszego spaceru wyznacza Columbus Circle. Idziemy najpierw Central Park South by dalej skręcić w Piątą Aleję. Jeszcze nie tak dawno bo wczoraj, biegliśmy tędy, ale wszystko wydaje się jednak inne z perspektywy spacerującego turysty. Chwila przy Katedrze Św. Patryka i dochodzimy do Dworca Centralnego (Grand Central Terminal). Ogromny hol główny z marmurową posadzką i sufitem z gwiazdozbiorami oraz rozliczne przejścia do dwóch poziomów poczekalni z barami i ponad 100 peronów, robią wrażenie. Wychodząc z Dworca na 42. ulicę widzimy bardzo charakterystyczną iglicę Gmachu Chryslera. Dochodzimy teraz nad rzekę do siedziby ONZ.
Podglądając codzienne życie nowojorczyków przechadzamy się ulicami. Kupujemy poniedziałkowy New York Times. Jest w nim specjalny dodatek poświęcony wczorajszemu maratonowi z wynikami wszystkich uczestników z czasem do 5 h – ponad 30 tys. pozycji. Oglądamy wystawy, obserwujemy ludzi, wstępujemy na kawę do Starbucks Coffee. Dochodzimy do 233 Madison Av. gdzie w stylowej kamienicy mieści się Konsulat RP w NY. Wstępujemy na chwilę na spotkanie zorganizowane dla Polaków maratończyków biegnących wczoraj w NYCM. Po krótkim powitaniu przez Konsula oraz toaście gratulacyjnym i wyczytaniu najlepszych biegaczy Polaków (w tym jako piątego Polaka – Alexa) robimy sobie wspólne zdjęcie i rozmawiamy. Poznajemy się tam także z Jakubem Szymala obecnym rzecznikiem PRC (Polish Runners Club działającym w NY od 2003 r.), z którym wymieniamy na koniec spotkania wizytówki oraz życzymy klubowi zdobywania kolejnych zwycięstw.
|
W poniedziałki muzea są zwykle zamknięte, dlatego jedyna opcja jak nam pozostała na dzisiejsze popołudnie to spędzenie czasu na aktywnych zakupach. Zaczynamy od największego domu towarowego Macy’s. Niestety nie dojechaliśmy ruchomymi schodami do najwyższego (ósmego lub dziewiątego) piętra bo zabrakło nam… sił na oglądanie kolejnych kolekcji damskich płaszczy i sukienek. Wybraliśmy się zatem w poszukiwaniu sklepów z bardziej użytecznymi towarami.
|
 |
 |
Pożegnalne bieganie
Gdzie? Oczywiście w Central Park. Dziś rano pogoda nas nie rozpieszcza. Czy to Nowy York płacze z powodu naszego wyjazdu? Faktem jest, że przemokliśmy do suchej nitki. Okrążyliśmy jeziorko, tym razem skacząc co chwilę między kałużami i szybko wróciliśmy do hostelu aby zdążyć jeszcze wysuszyć ubranie przed włożeniem ich do walizek.
Dwa powroty
Początek poszedł gładko: dojazd na lotnisko na czas, długa kolejka do oddania bagażu, kontroli. Potem jeszcze długie oczekiwanie na odprawę i już na starcie mamy prawie godzinne opóźnienie. No cóż, może jednak uda się nam złapać samolot przesiadkowy. Noc w samolocie mija szybko, budzi nas stewardesa roznosząca śniadanie i za dwie godziny lądujemy w Helsinkach. Dobrym zbiegiem okoliczności udaje się bez pośpiechu przejść do sąsiedniego gate’u i już jesteśmy na pokładzie samolotu do domu. Co za ulga. Jeszcze tylko 1h40’ i będziemy witać Polskę. Mamy okazję zobaczyć nowy Terminal 2 obsługujący przyloty do Warszawy i tylko nie jest nam dane cieszyć się z odebrania w całości naszego bagażu: okazuje się bowiem, że jedna walizka krąży gdzieś po świecie. Wszyscy mnie pocieszają, że 99% zagubionego bagażu wraca, więc staram się myśleć pozytywnie, choć czuję się tak jakbym jednak nie wróciła do domu. Mój właściwy powrót nastąpił dopiero w momencie otrzymania wiadomości, że walizka się odnalazła. Wraz z nią wrócił mój maratoński nr startowy, który zostawiłam sobie na pamiątkę oraz medal ukończenia NYCM.
|
 |
 |
Od dawna naszym marzeniem był wyjazd do USA, a zobaczenie Nowego Jorku i przy okazji przeżycie wielkiej przygody biegowej jaką jest przebiegnięcie NYCM okazało się wyzwaniem godnym podjęcia każdego wysiłku. To, że udało się nam połączyć te dwa założenia i być tam nawet tak krótko zawdzięczamy sobie wzajemnie, wspieraliśmy się bowiem we wszystkich działaniach i przedsięwzięcie to było przez to dużo łatwiejsze w realizacji, niż nam się początkowo wydawało. W dużej mierze pomogła nam też obecność Roberta i Alexa, którym dziękujemy za towarzystwo podczas całego wspólnego pobytu.
THE END
|