imprezy:

Maraton w Nowym Jorku, czyli podróże kształcą

Część I


31.10-06.11.2007

tekst i zdjęcia: DAR
Impuls, czyli decyzja dlaczego właśnie NYCM

Jeżeli ktoś sądzi, że pojechać na New York City Marathon może tylko Paula Radclif i Paul Tergat to jest w wielkim błędzie – może to zrobić każdy, wystarczy tylko mocno chcieć. Siła przyciągania tego magicznego miejsca oraz dużo wytrwałości i parę wyrzeczeń przed wyjazdem, zrobią resztę. W moim i Darka przypadku wszystko zaczęło się równo rok temu, kiedy to zauroczeni opowiadaniem Jarka z Ochoty, który właśnie wrócił z maratonu w NY, postanowiliśmy zapisać w kalendarzu datę składania aplikacji na oficjalnej stronie organizatora maratonu nowojorskiego. Jeszcze w grudniu pod choinkę dostajemy wspaniały prezent od Adama w postaci narysowanego plakatu gdzie jesteśmy przedstawieni podczas finiszu na mecie NYCM. Wreszcie w styczniu trochę bez przekonania, wysłaliśmy formularze. Przez kolejne miesiące jakby zapomnieliśmy o tym przedsięwzięciu, ale to było tylko pozorne uśpienie w oczekiwaniu na wynik losowania naszego uczestnictwa w tej imprezie, bo wciąż pamiętaliśmy o zasilaniu specjalnej przegródki na wydatki związane z wyjazdem za Wielką Wodę. Dokładnie w połowie maja otrzymujemy mejle, że zostaliśmy zakwalifikowani do udziału. Teraz potoczyło się szybciej: opłata startowa, wiza, bilety lotnicze, szukanie taniego miejsca noclegowego na Manhattanie (chyba nie muszę dodawać, że to dosyć karkołomne zadanie) dla nas i braci Celińskich, którzy będą nam towarzyszyć w podróży i podczas całego pobytu w wielkim mieście. Jeszcze tylko śledzenie informacji na stronie organizatora (bardzo cenne wskazówki !), błądzenie palcem po ulicach miasta na pożyczonym od Magdy atlasie NYC, obejrzenie kilka razy nagranej na DVD przez Jacka relacji z NYCM 2006 oraz przeczytanie przewodnika pożyczonego od Roberta i Alexa i można powiedzieć, że już wiemy, którędy będziemy biec, jak dojechać na start i wrócić z mety.
Chmury i dwa lądowania

Nie polecieliśmy bezpośrednim lotem, lecz wybraliśmy połączenie z lądowaniem na północy Europy. Dzięki temu nie spędziliśmy w jednym samolocie aż tylu godzin i mieliśmy okazję zobaczyć ładny port lotniczy w Helsinkach. Robertowi i Alexowi taka opcja też bardziej odpowiadała, no i razem podróżowało się nam raźniej. Moim towarzyszem długiej podróży oprócz Darka i braci Celińskich był też przewodnik po Nowym Jorku, którego nie zdążyłam dokładnie przestudiować przed wyjazdem. Wysiadam z samolotu nasycona wiedzą o miejscach, które trzeba koniecznie zobaczyć.
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Pierwsze bieganie

Nowojorski poranek powitał nas ciemnościami i ciepłym powietrzem. Ciemności były spowodowane nie tylko wczesną godziną, ale też faktem niezmienionego jeszcze tutaj czasu na jesienno-zimowy (jak głosiły komunikaty na stronie organizatora NYCM, ta zmiana czasu ma nastąpić dopiero w nocy z soboty na niedzielę, czyli w noc przedmaratońską). Jednym słowem nie dość, że znaleźliśmy się w innej strefie czasowej, to jeszcze będziemy przechodzić po raz drugi w tym sezonie, zmianę czasu z letniego na zimowy (pierwszy raz zrobiliśmy to tydzień przed naszym wyjazdem). Ciemności nie przeszkadzają nam jednak przed udaniem się na poranne rozbieganie -oczywiście w Central Parku, który mamy na wyciągnięcie ręki. Okazuje się, że park już tętni swoim życiem, bo spotykamy dość tłumnie biegających po alejkach parkowych biegaczy. Tłum wsysa nas na jakąś krętą szeroką asfaltową uliczkę w parku, która raz wznosi się, a raz opada. Biegniemy słysząc głośno rozmawiających i śmiejących się innych biegaczy, mijają nas trenujący kolarze, znów grupki biegaczy biegnących w różnych kierunkach. W pewnym momencie zaczynamy się zastanawiać, czy nie powinniśmy zacząć wracać, jesteśmy przecież w ogromnym Central Parku, a nie w Parku Skaryszewski, w którym znamy każdy kamień. Trochę się już zaczęliśmy martwić dokąd nas ta biegowa autostrada zaprowadzi, gdy naszym oczom ukazuje się niesamowity widok: duże jezioro z wieżowcami po drugiej stronie. Biegniemy teraz wzdłuż ogrodzenia nad jeziorkiem po wąskiej żwirowej alejce. Jesteśmy pozdrawiani przez przebiegających obok i uśmiechających się do wszystkich Włochów, za chwilę widzimy dwóch biegaczy w kurtkach z napisem Spain. Rozciągamy się przy kultowym parkanie obserwując wschód słońca i mijających nas różnokolorowych (stroje i kolor skóry) biegaczy. Gdy dobiegamy do 96 ulicy przy Central Parku jest już zupełnie widno. Wracamy do naszego hostelu pięć przecznic dalej, mijając domy z dekoracjami wczorajszego święta Halloween.


kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Na cyplu Manhattanu

Aby lepiej poczuć się jak przybysze zza Wielkiej Wody swoje pierwsze kroki wędrówki po Nowym Yorku stawiamy na historycznym cyplu Dolnego Manhattanu, czyli w pobliżu miejsca, które jako pierwsze widzieli przybijający do portu przed wiekami imigranci. Spacerując po nadbrzeżnym Battery Park obserwujemy z daleka wyspę Ellisa, na której obecnie znajduje się Muzeum Imigracji, gdyż był to ośrodek rejestracji i odpraw przypływających do Ameryki Północnej imigrantów. W tle majaczy też Statua Wolności, wokół pływają promy oraz statki duże i małe. Dalszy spacer to ciągłe zadzieranie głów aby dojrzeć liczne tutaj wieżowce. Jesteśmy w centrum finansowym na Dolnym Manhattanie. Przez chwilę wchodzimy w obręb strefy zero, czyli miejsca po WTC, które po ataku terrorystycznym jest dziś wielką betonową dziurą w ziemi. Mijamy tablice upamiętniające tragedię tamtego wydarzenia. Naszym celem jest teraz Most Brookliński, który można przejść pieszo lub przejechać go rowerem. Dochodzimy do połowy mostu i wracamy na manhatańską stronę. Odpoczywamy chwilę w parku podglądając grające guzikowymi żetonami Chinki. Wkraczamy bowiem teraz w uliczki Chinatown. Kluczymy wzdłuż sklepików oferujących żywe owoce morza, różne dziwne owoce, suszone chińskie grzyby oraz pieczone kaczki. Za chwilę przechodzimy zakręcającą ostro ulicą, gdzie odbywały się porachunki mafijne Włochów. Jest jednak spokojnie, a czas płynie tutaj jakby wolniej. Siadamy w jednej z małych knajpek by zjeść włoską pastę i wypić włoskie espresso. Jeszcze rzut oka na żeliwne schody przeciwpożarowe starych budynków w dzielnicy Soho i wracamy do strefy wieżowców ciągnących się przez wiele kwartałów w okolicach Piątej Alei.


kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Resztę dzisiejszego dnia spędzamy w Jacob K. Javits Convention Center gdzie zostało zorganizowane Expo NYCM. Idziemy w kierunku wyznaczanym przez kierujących się tam ze wszystkich możliwych stron ludzi ubranych w charakterystyczne sportowe stroje i buty. Widocznie wiele osób postanowiło tak jak my, odebrać swoje numery startowe już pierwszego dnia otwarcia maratońskiego Centrum Wystawienniczego. Wita nas wielki napis na bramie startowej przy wejściu, potem kierują nas do właściwych stanowisk oznaczonych odpowiednimi kolorami stref jak na starcie i do pogrupowanych co tysięczny numer stanowisk. Wszystko idzie sprawnie i szybko. Nawet to, że nie dotarła do mnie moja karta rejestracyjna, nie stanowi dla nikogo żadnego problemu i otrzymuję swój numer startowy bez żadnego zbędnego oczekiwania, wystarczył jedno kliknięcie i sprawdzenie nazwiska w systemie. Chwile później mierzymy koszulki z pakietów startowych, które można na miejscu wymienić na pasujący rozmiar. Studiujemy jeszcze raz mapę trasy i udajemy się na wielkie oglądanie wystawy. Największą powierzchnię zajmuje jeden z głównym sponsorów, czyli firma asics z niekończącymi się rzędami stojaków z ubraniami (imponująca damska kolekcja w niczym nie ustępująca wielkością męskiej) oraz z półkami butów, których niektóre modele są dostępne tylko podczas Expo, podczas gdy w sklepach pojawią się dopiero w styczniu 2008. Mierzymy, podziwiamy, testujemy, a kręcący się wokół sprzedawcy doradzają, donoszą kolejne pary różnych modeli i rozmiarów obuwia. Nie wiadomo na co się zdecydować. Potem jeszcze zatrzymujemy się przy stoiskach wystawców innych światowych marek. W każdym coś nowego nas zachwyca, porównujemy tutejsze ceny towarów z europejskimi cenami, przeliczamy, analizujemy. Próbujemy sportowych napoi w nieskończonej ilości smaków i barw, mierzymy biegowe czapki, rękawiczki, bluzy, kurtki, oglądamy różne biegowe akcesoria i gadżety. W centrum ogromnej hali stoi monitor, na którym wyświetlany jest mix transmisji ubiegłorocznego maratonu i rozlega się rytmiczna, podgrzewająca atmosferę muzyka. Wreszcie po kilku godzinach zmęczeni już nadmiarem wrażeń i obładowani dzisiejszymi zakupami wychodzimy.

kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Przemierzamy jeszcze ulice Środowego Manhattanu, przechodzimy przez rozświetlany reklamami Times Square i dochodzimy do Rockefeller Center. Na bożonarodzeniową choinkę ustawianą tu w okresie Świąt jest jeszcze za wcześnie, ale lodowisko jest czynne, a miejsce bardzo gwarne

kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć