Mazowiecki Park Krajobrazowy

21.10.2007

tekst i zdjęcia: DAR
W piątek przeczytaliśmy na stronie organizatora czego możemy się spodziewać na trasie maratonu, na który teraz się wybieramy. Oto co znalazło się w opisie trasy ING New York City Marathon:

To nie jest łatwy maraton, począwszy od zatłoczonego startu (zgłoszonych jest ok. 38 tysięcy biegaczy), poprzez pięć mostów, na które trzeba się wspiąć i potem z nich zbiec, ulice prowadzące w górę i w dół, a skończywszy na wzgórzach w Central Park. Na całej trasie będą jednak pozdrawiający Cię kibice.

Pięć mostów może być wyzwaniem ze swoimi podbiegami o długości od 1 do 1 mili, a następnie zbiegami o podobnej długości i stopniu nachylenia. Już pierwsza mila to wbieganie na pierwszy z mostów Verrazano-Narrows Bridge, a zbieg z niego to kolejna druga mila trasy.

Strumień 38 000 biegaczy startujących z Staten Island oznacza, że przez pierwsze kilka mil prawdopodobnie będziesz biegł ramię obok ramienia z innymi biegaczami. Musisz być świadomy tego, że na początku będziecie się poruszać wolno, jako że będzie zbyt mało miejsca, aby móc wydłużyć swój krok natychmiast po starcie.

Następne sześć mil to Brooklyn gdzie trasa jest bajeczne płaskie i prowadzi prosto. Tutaj tłum biegaczy rozrzedza się i można wreszcie biec swoim tempem. Tłumnie zgromadzeni widzowie będą stopniowo wypełniać obie strony ulicy. Zobaczysz dzieciaki, które będą chciały przybić piątkę biegnącym, usłyszysz grające na ulicach zespoły muzyczne oraz apluaz po obydwu stronach mijanych ulic, co będzie bardzo pomocne na trasie.

Po minięciu ósmej mili czeka Cię kilka średniej długości podbiegów. Pierwszy z nich zaczyna się na wysokości budynku Williamsburg Bank, a ostatni za około 1 mili. Potem jest bardzo miły zbieg o długości około półtorej mili, czyli zanim przekroczysz północną część dzielnicy Brooklyn. Linię półmetka miniesz jeszcze przed przekroczeniem mostu Pulaski Bridge, który przeniesie Cię do dzielnicy Queens.

Tutaj znów jest płaski odcinek, a następnie stopniowe przewyższenie trasy prowadzącej przez kolejny most Queensboro Bridge. Ten podbieg zaczyna się około 14,5 mili i kończy w połowie mostu na oznaczeniu 16 mili. Ale teraz następuje nagroda: zbiegasz na Manhattan gdzie będziesz dopingowany i pozdrawiany przez najliczniejszych na całej trasie kibiców na First Avenue. Trasa przebiega prawie prosto i stopniowo w dół. Po minięciu 96th Street ulica znów wznosi się aż do mostu Willis Avenue Bridge. Blisko końca mostu lekki zbieg i osiągasz 20 milę trasy.

Kolejna mila to krótki i płaski odcinek trasy, a następnie podbieg długości 1 mili na Madison Avenue Bridge, którym wraca się na Manhattan. Dwie kolejne mile prowadzą w dół Fifth Avenue włączając w to lekkie nachylenia ulicy przy 110th Street (23 mila). Od tego miejsca czeka Cię znów przewyższenie na odcinku jednej mili, aż do 90th Street gdzie zaczyna się wejście do Central Park.

Końcowe dwie i pół mili to wznosząca się i opadająca trasa w parku – w tym miejscu biegu możesz się poczuć jak w górach. Na początku, wzdłuż południowej części Central Park, trasa jest jeszcze umiarkowanie pofałdowana, na koniec jednak znajduje się znaczne przewyższenie na ostatniej fniszowej połowie mili.


Tak podbudowani ustalamy miejsce ostatniego długiego wybiegania przygotowującego nas wytrzymałościowo i psychicznie do pokonania tej trasy. Wybór pada na Mazowiecki Park Krajobrazowy ze względu na liczne podbiegi i zbiegi trasy. Druga zaleta to leśne ścieżki gdzie trudniej o kontuzję, niż na betonowej ścieżce rowerowej, czy innym podobnym miejscu.

Poranek budzi nas mroźnie, ale las tonie w słońcu. Pierwszy ok. 10 km odcinek biegniemy razem z Mają i Adamem, którzy postanowili nam towarzyszyć podczas naszej wycieczki. Po przebiegnięciu linii Klasztornej w Lesie Sobieskiego przebijamy się na drugą stronę ulicy B. Czecha i biegniemy znanymi ścieżkami lasów w okolicach Anina. W pewnym momencie żegnamy się z Mają i Adamem, którzy wracają na parking w Marysinie poruszając się czerwonym szlakiem.

My zaś naładowani energią podczas miłej pogawędki z Mają i Adamem eksplorujemy dalej leśne szlaki. Podziwiamy kolory jesiennych liści, słońce przeświecające między drzewami i odbijające się od spokojnej wody jeziorek torfowych. Zrobiło się już cieplej, biegniemy lekko, od czasu do czasu zatrzymujemy się na łyk energetycznego napoju i podążamy niebieskim szlakiem. Osiągamy zabudowania Radości i szlak wyprowadza nas na jakąś ruchliwą ulicę. Nie chcąc mącić spokoju dzisiejszego dnia szukamy innej trasy i wybieramy kluczenie uliczkami. Po drodze jesteśmy obszczekiwani przez domowe psy, trochę nas to irytuje, ale w końcu pojawiła się ścieżka do lasu. Niestety nie jest to szlak, który nas zaprowadzi w kierunku Marysina. Mamy już w nogach ponad 20 km i raczej skłaniamy się ku powrotowi, dlatego wybieramy trasę bez szlaku, która momentami prowadzi przez krzaki i chaszcze. W końcu jest czerwony szlak, którym wracamy do naszego lasu. Po drodze bawi się z nami w chowanego czarny duży ptak z czerwoną plamą na głowie, który daje się podejść na tyle blisko, że rozpoznać można w nim dzięcioła czarnego . Ptak odlatuje, a my biegniemy ale nogi już stają się ciężkie, szkoda że nie mamy skrzydeł. Samopoczucie mamy jednak dobre i docieramy zadowoleni na parking. Nie ma już auta Adama, więc jesteśmy pewni, że trafili z Mają z powrotem. Teraz jeszcze rozciąganie zmęczonych mięśni i już można napić się czekającej na nas gorącej herbaty w termosie. W lesie pojawiło się sporo spacerowiczów. Przy szlabanie zatrzymuje się około trzyletnia rezolutna dziewczynka, która prosi babcię o pozwolenie zrobienia kilku ćwiczeń: „Babciu, a ja mogę ćwiczyć, tak jak ta Pani” (to było o mnie podczas wykonywania skłonów rozciągających mięśnie przykręgosłupowe). Wykonujemy wspólnie dwa ćwiczenia, po czym dziewczynka mówi jak ma na imię i proponuje wykonanie tym razem jej ćwiczeń, np. tzw. jaskółki, sądząc że teraz ja na pewno sobie nie poradzę.

Miłe towarzystwo znajomych na początku biegu, piękna pogoda, jesienna szata lasu, krajobrazowa i urozmaicona trasa sprawiły, że dzisiejszy sprawdzian wypadł na piątkę.