imprezy:

Maraton Warszawski 2007

23.09.2007

tekst i zdjęcia: DAR i TL
Tegorocznej jesieni wiedzieliśmy już, że nie będziemy biegli maratonu w Warszawie. Podczas gdy prawie wszyscy nasi znajomi biegacze przygotowując się do maratonu, robili długie wybiegania, my tylko słuchaliśmy tego i odrobinkę im zazdrościliśmy (ale to chyba dlatego, że już zapomnieliśmy jak to jest kiedy biega się takie wycieczki biegowe po 20-30 km ;-)). W niedzielę 23 września 2007 widzimy ich na trasie 29. Flora Maratonu Warszawskiego - chciałoby się pobiec z nimi wszystkimi, jednak nasza rola w tym maratonie jest inna.

Wcześnie rano jedziemy we czwórkę (Asia, Adam, Renata i Darek) rowerami w okolice startu. Na razie jest chłodno, więc przydają się kurtki, długie legginsy i rękawiczki, ale szybka jazda rozgrzewa nas. Śpieszymy się, bo jesteśmy umówieni z naszymi znajomymi Magdą i Pebe po odbiór odżywek własnych od kolegów biegnących w dzisiejszym maratonie. Rozwijamy naszą tablicę z napisem, żeby można nas było łatwo odnaleźć w tłumie biegaczy przygotowujących się przed startem. Zabieramy odżywki od naszych znajomych, rozmawiamy z nimi chwilę, przechodzimy jeszcze poobserwować elitę maratończyków przed startem i niedługo po wystrzale startera zbieramy się z miejsca startu. Pakujemy oddane cenne napoje w buteleczkach i żele energetyczne do sakw rowerowych i plecaków i jedziemy na trasę. Magda postanawia dołączyć do Pebego, który ma zadanie obstawić punkt przed Mostem Gdańskim (okolice między 14 i 15 km) gdyż tutaj zawodnicy pojawią się najszybciej. Potem pojedzie na ul. Szwoleżerów gdzie razem z Pawłem i Rafałem będą podawać odżywki biegnącym w okolicach 37 km. Natomiast nasza czwórka podąża Wisłostradą, jest jeszcze sporo czasu ale lepiej być wcześniej niż za późno. Na wysokości Mostu Siekierkowskiego tuż za tabliczką z oznaczeniem 25 km jest bardzo dogodne miejsce do założenia kolejnego punktu. Zostaję tutaj z Asią, a Adam z Darkiem jadą dalej w stronę Wilanowa, aż do 30 km. Do pomocy na 25 km dołącza jeszcze do nas Janusz (Totalny Leser), który z powodu kontuzji nie może wziąć udziału w biegu. Zaczynamy od ustawienia odżywek wg kolejności nadbiegających zawodników zgodnie z przygotowana wcześniej listą (tutaj nic nie może być dziełem przypadku) i czekamy. Po przebiegnięciu w superekspresowym tempie czołówki zaczynamy wyglądać „naszych”. Biegną zgodnie z założonym planem, podawanie odżywek odbywa się sprawnie i szybko. Cieszymy się, że kolejność jest taka jak na liście oraz międzyczasy dotrzymane, bo oznacza to, że nic nieprzewidzianego nie wydarzyło się na trasie i że wszyscy są w dobrej kondycji. Zostało nam jeszcze kilka odżywek gdy pojawia się na naszym punkcie Radek. Poklepuję go po ramieniu i dopinguję, ale jego grymas na twarzy mówi mi, że jest mu ciężko przezwyciężyć chwilowy kryzys (jednak niedawna kontuzja daje o sobie znać). Chwilę trwa zanim zastanowię się, czy mogę opuścić swój „posterunek odżywkowy” i doganiam Radka żeby z nim pobiec razem. Na 30 km mijam bardzo zdziwionego Darka, który zajęty dopingowaniem zawodników zauważa mnie w ostatniej chwili, zupełnie się nie spodziewając że mnie tu zobaczy. Ja zaś miałam okazję podziwiać jaką instalację zrobił Adam, aby ich punkt był widoczny: tablica z napisem ENTRE na słupie, do tego przyczepione dwa czerwone baloniki, a obok Adam walący zawzięcie dwoma czerwonymi dmuchanymi „pałeczkami”. Do tego Darek hałasujący wydającym przeraźliwy dźwięk urządzenio-instrumencie, którego nazwy nie znam (mówiliśmy na to ”kręcioł” od kręcenia rączką, za którą się trzymało w dłoni).
Punkt na 30 km miał jeszcze jedną atrakcję w postaci masażystek wykonujących masaż lodem. Wśród nich była Ruda, nasza koleżanka klubowa. Radek bardzo się ucieszył, że ją tu spotkał. Po krótkim masażu poderwał się od razu do dalszego biegu. Tym sposobem znaleźliśmy się już na prostej, która nas z każdym krokiem przybliżała ku mecie (było już prawie widać Pałac Kultury ;-)). Tuż przed miejscem gdzie trasa wraca po zatoczeniu wilanowskiej pętli wchłonęła nas grupa biegnąca ze swoim pacemakerem na 4 h. Poznaję w koszulce z napisem „zając 4:00” Mirka z Łodzi, którego trzymałam się biegnąc swój maraton w W-wie w ubiegłym roku. Pomyślałam, że teraz Radek będzie w dobrych rękach, a właściwie nogach i życząc powodzenia całej grupie, odłączam się od nich i wracam do pozostawionych na 25 km rowerów i Asi z Januszem.
Teraz stoimy już po drugiej stronie ulicy i obserwujemy zmagania maratończyków, którzy wracając z Wilanowa drugim pasem jezdni ulicy Czerniakowskiej, mają już do pokonania „tylko” 17 km. Niektórzy maszerują, inni jeszcze zupełnie żwawo biegną. Jedni reagują uśmiechem na nasz doping, inni nie zwracają najmniejszej uwagi. Pasem jezdni w stronę Wilanowa już nikt nie biegnie, nadjeżdża ekipa sprzątająca, która zbiera naszą tablicę z napisem. Sprzątamy więc nasz punkt. Z daleka słyszę gwizdek i odgłos „kręcioła”: to Darek jedzie rowerem z przyczepionymi do bagażnika balonami i wznieca ten hałas. Dołączam do niego z drugim gwizdkiem i dzwonkami. Jedziemy wolno rowerami wzdłuż całej trasy aż do mety dopingując kończącym bieg i zachęcając ich do podjęcia na ostatnich kilometrach wysiłku do dalszego biegu pomimo narastającego zmęczenia. Gdy docieramy do mety „nasi” zawodnicy czekają już przebrani, pytamy o wyniki i gratulujemy wszystkim. Wśród sielankowej atmosfery na kocyku rozłożonym na trawie czekamy na ogłoszenie wyników. Radek z uśmiechem na twarzy i medalem na szyi jest szczęśliwy, że ukończył swój kolejny maraton. Inni koledzy cieszą się ze swoich poprawionych rekordów życiowych. Drużyna ENTRE.PL Team składająca się z trzech najszybszych kolegów klubowych odbiera puchar i statuetkę za zajęcie I. miejsc w MW 2007 oraz w rozgrywanej wczoraj sztafecie maratońskiej Ekiden. Zwycięstwo na całej linii.
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Poniżej zamieszczamy jeszcze trzy zdjęcia autorstwa Arkadiusza Wiatrowskiego (Virus).