wycieczki rowerowe:

Garwolin - Zabieżki

24.06.2007

tekst i zdjęcia: DAR
Urodzinowa wycieczka rowerowa „Garwolin przez Osieck do Zabieżek” - 24.06.2007 (niedziela)

Po ostatniej udanej wycieczce rowerowej w ubiegłą niedzielę, Darek zaplanował kolejną, tym razem dalej od Warszawy, z dojazdem pociągiem do Garwolina i powrotem z Zabieżek. Rozpoczął nawet poszukiwania partnera do tej wycieczki, ale ponieważ tak się złożyło, że ja miałam wolną niedzielę, więc zaprosiłam Darka z okazji Jego urodzin na przejażdżkę po mazowieckich rozległych łąkach i toast ze źródełka mineralnego w Osiecku. Zamiast tortu był torf, ale oczywiście nie do jedzenia, tylko do podziwiania, a było co, bo torfowiska były bezkresne. Mijaliśmy dworek Potockich gdzie podałam drugie śniadanie, a resztę węglowodanów uzupełnialiśmy zaopatrując się w wiejskich sklepikach i jedząc jagody w lesie. Podziwiamy liczne przydrożne i leśne maleńkie kapliczki zawieszone na drzewach, leśne uroczyska i błąkamy się pośród łąk oraz na bagnie Całowanie. Wybawiła nas z opresji mapa i kompas oraz spokój.

Ale zanim tam wszędzie dotarliśmy rozpoczęliśmy naszą wycieczkę od dojechania rowerami z domu na stację kolejową Warszawa-Anin. Wąsaty konduktor w pociągu relacji Warszawa Zachodnia-Dęblin wypisał nam dwa bilety po 7,50 zł. Popatrzył na nas i nasze rowery i jakby nie wierząc czy damy radę wrócić rowerami do Warszawy, zapytał czy wypisać też bilety na powrót. Darek poprosił o te bilety powrotne, tyle że nie z Garwolina, ale z Zabieżek, ale konduktor już na takie rozwiązanie nie przystał. Widocznie nie mieściło się w jego schemacie sprzedaży biletów, aby podróżni wracali z innej stacji, niż jadą w jedną stronę. Bilet powrotny, to powrót z tej samej stacji gdzie się jedzie i koniec.

Na stacji w Garwolinie byliśmy tylko we dwoje na pustym peronie, po odjechaniu pociągu otoczyła nas wokół niesamowita cisza. Staliśmy tak chwilę nieco otumanieni, w końcu ruszyliśmy. Najpierw kierując się na zachód asfaltową drogą biegnąca w lesie w kierunku do Huty Garwolińskiej. Później skręciliśmy w drogę, która była kiedyś traktem (równo ułożone duże kamienie polne). Początek leśnego duktu wyznacza drewniana brama będąca zaproszeniem na ścieżkę przyrodniczo-kulturową. Co jakiś czas pojawiają się tabliczki informujące o stanowiskach roślinności lub występującej tu faunie. W pewnym momencie ścieżka skręca w prawo, a my kierujemy się dalej prosto. Jednak niespodziewanie w poprzek naszej drogi napotykamy na głęboki, szeroki rów, który uniemożliwia dalszą jazdę. Przez chwilę waham się nawet, że może uda się go jednak przeskoczyć. W końcu jednak wracamy i kontynuujemy naszą wycieczkę ścieżką przyrodniczą. Zaprowadza ona nas do bardzo urokliwego stawu, gdzie spędzamy chwile na podziwianiu odbicia chmur w gładkiej toni wody, słuchaniu śpiewu ptaków i rechotaniu żab. Ścieżka szczęśliwie po zatoczeniu łuku, wraca do naszej głównej drogi, którą kierujemy się do szosy. Teraz skręcamy, tak jak pokazuje znak drogowy, na Starą Hutę.
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Jedziemy mało uczęszczaną asfaltówką, a potem znów w lesie za niebieskimi znakami pieszego szlaku. Mijamy miejsce walk powstańczych w 1863 r. uczczone krzyżem, pomnikiem i pamiątkowymi kamieniami. Jesteśmy w Puszczy Osieckiej, a w zasadzie pozostałościach tej niegdyś królewskiej puszczy. Zauważam rosnące tutaj bagno zwyczajne o bardzo charakterystycznym zapachu oraz borówkę bagienną. Po wyjechaniu z lasu niebieskie znaki prowadzą nas szosą do wsi Łucznica. Po lewej stronie widać zadbany pomalowany na biało budynek dawnego dworu Potockich, w którym mieści się obecnie Centrum Animacji Kultury. Chwilę odpoczywamy w cieniu ogromnego dębu szypułkowego o średnicy pnia takim, że aby go objąć potrzeba kilku ludzi. Po krótki postoju jedziemy polnymi drogami w stronę Osiecka, mijając po drodze Górki. Wokół otaczają nas wielobarwne pola i łąki. Szlak prowadzi dalej przez strugę Bełch i dalej dość niewygodnymi dla rowerzystów bezdrożami. Nagrodą jest ukazujący się naszym oczom niezwykły widok: wśród zielonych łąk na horyzoncie wielka czerwona bryła kościoła z dwoma strzelistymi wieżami, zupełnie jak okręt na oceanie. To neogotycki ogromny kościół w Osiecku zbudowany z czerwonej cegły, górujący nad doliną i kontrastujący w porównaniu z niewielkim miasteczkiem. Oprócz zadzierania głowy, aby zobaczyć wieże kościoła, zaglądamy jeszcze w głąb bijącego na ul. Zdrojowej źródła czystej wody. Woda smakuje całkiem dobrze, więc nabieramy jej do bidonów i ruszamy dalej. Przed nami jeszcze 32 km naszej trasy.

kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Z Osiecka wyjeżdżamy kierując się do Sobieni-Jezior. Mijamy Sobienki i skręcamy w leśną drogę, która doprowadza nas do Rezerwatu Wymięklizna. Szukamy tutaj rośliny o wdzięcznej nazwie wawrzynek wilczełyko. Pomimo, że jest to jedno z najbogatszych stanowisk tej chronionej rośliny na Mazowszu, to jednak nie wiedząc dokładnie jak wygląda wawrzynek trudno jest nam się na tę rzadką roślinę natknąć, zwłaszcza że jego okres kwitnienia to miesiące wiosenne (marzec-kwiecień). Porzucamy więc dalsze tropienie trującego wawrzynka i wracamy tą samą drogą do szosy. Tuż za wyjazdem z lasu powinniśmy teraz jechać drogą prowadząca przez łąkę do linii wysokiego napięcia. Droga jest, ale w pewnym momencie zagrodzona bramą i dalej bardzo duży obszar łąki również ogrodzony. Niestety okazuje się, że jest to teren wykupiony przez kogoś pod budowę lotniska. Jest nawet kawałek drogi dojazdowej do postawionych tutaj hangarów. Nie pozostaje nam nic innego jak objechać ten zagrodzony kawałek i odnaleźć naszą drogę. Posługując się mapą i wyczuciem orientacyjnym odnajdujemy inną drogę w okolicach Kolonii Sobienie Biskupie, która doprowadza nas jednak do ślepego zaułka. Na naszej zarośniętej wysoką trawą ledwo widocznej drodze przez łąkę pojawiło się najpierw znów ogrodzenie, a potem kanał wypełniony po ostatnich deszczach wodą. Rów z wodą porośnięty wysokimi szuwarami nie nadaje się do forsowania, tym bardziej z rowerami. Musimy znaleźć jakieś przejście. Trochę jedziemy wzdłuż kanału, trochę prowadzimy rowery, w końcu udaje się, jest przejazd. Dalej wszystko wydaje się znów proste, ale niestety droga gdzieś znika i zaczyna się łąka. Częściowo jest skoszona, więc przemieszczamy się wzdłuż granicy tej części łąki wierząc, że musi nas dokądś doprowadzić. Nie myliliśmy się, doprowadziła nas, ale do kolejnego kanału. Znów byliśmy w pułapce. Od tego kręcenia się straciłam już nieco orientację, a przez moment wydawało mi się, że cierpliwość także. Ale wracać do punktu wyjścia, gdy cel tak blisko, nie miałam ochoty. Zresztą okazało się, że Darek znalazł w końcu wyjście z labiryntu. Przechodząc przez jakieś resztki ogrodzeń tych dawno nie koszonych łąk, przedzierając się przez pokrzywy i plącząc się wśród powoi, jak wśród lian w amazońskiej dżungli, wreszcie słyszę jak Darek woła: jesteśmy uratowani. Oto zupełnie przypadkowo odkrył zarośnięte trawą przejście przez kanał. Potem tylko kawałek łąką i już jechaliśmy wygodnym asfaltem w kierunku Warszawic. Zatrzymujemy się przy sklepie. Jak to w niedzielę, mężczyźni spędzali czas na piciu piwa. Byli jednak tak zajęci rozmową i swoim piwem, że nie zwracali na nas uwagi. Mogliśmy na chwilę usiąść przy jednym z obskurnych stolików i zjeść nasz obiad składający się z bułki i kilku plasterków szynki kupionej w sklepie. Uzupełniliśmy też bidony wodą. Smakowało jak schabowy z ziemniakami podany w wytwornej restauracji

Po przerwie regeneracyjnej, na którą w pełni zasłużyliśmy po przygodzie na łąkach przy Sobieniach, pedałujemy żwawo asfaltową drogą prze wioski Warszówka i Całowanie. Ten fragment trasy wydaje się nam okropnie dłużyć swoją monotonią. Dlatego z chęcią znów skręcamy z głównej drogi w prawo na piaszczystą drogę. Droga jest dziwnie szeroka i prowadzi najpierw przez mostek, potem omija wieś Pękatka i prowadzi do miejsca wydobywania torfu. Przed Podbielą mijamy bardzo ciekawe miejsce z tablicami informacyjnymi na temat torfowiska niskiego, jego znaczenia i walorów przyrodniczych roślinności torfowej. Krótki postój w sklepie w Podbieli gdzie jest czas na deser w postaci lodów i jedziemy do Ponurzycy. Droga prowadzi po prawie górzystym terenie. Różnica wzniesień na tym krótkim odcinku jest, jak na mazowieckie warunki, dość znaczna. Spotykamy tutaj trzech kolarzy, którzy trenują podjazdy. Najpierw widzimy ich zjeżdżających w dół uśmiechniętych i pozdrawiających nas, a za chwilę wyprzedzili nas na podjeździe z jeszcze szerszym uśmiechem. Do Ponurzycy jedzie się w dół i przejeżdża przez Rynek (to nazwa kolonii). We wsi można zobaczyć jeszcze domy kryte strzechą. Zagaduję jedną z kobiet, która trzymała w ręku litrowy kubek jagód. W trakcie rozmowy zauważamy, że oprócz dłoni, ma także fioletowe zęby i język. Przyznaje się, że zjadła drugie tyle jagód podczas zbierania w lesie i śmieje się tłumacząc jak trafić na dobre miejsce do zbierania jagód i grzybów. Jedziemy dalej drogą prosto i wjeżdżamy do lasu, ale nie mamy już ochoty na jagody. Mijamy po drodze wiele leśnych kapliczek i wreszcie osiągamy Zabieżki by znaleźć stację kolejową z nadzieją, że będzie zaraz jakiś pociąg. Kasa biletowa mieszcząca się w małej metalowej budce jest zamknięta, peron zarośnięty trawą, ale z rozkładu jazdy na tablicy wynika, że za ok. 20 min powinien być pociąg do Warszawy. Marzy mi się, żeby pociąg zawiózł nas prosto pod drzwi domu. Mamy teraz już na liczniku ponad 60 km, razem z błądzeniem po łąkach, wolę dlatego nie myśleć o tym, że ze stacji w Aninie będziemy mieli jeszcze dodatkowe 6 km, które będą do pokonania na rowerze. Pociąg przyjeżdża punktualnie i wita nas ten sam konduktor z sumiastymi wąsami co rano. Poprawia mi to nieco humor, zawsze to miło spotkać kogoś dwa razy w ciąga dnia.

kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć
kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Na koniec naszej wycieczki spotyka nas jeszcze jedna podobna historia związana ze znalezieniem wyjścia. Otóż skróciliśmy sobie drogę na Gocław jadąc przez łąkę w pobliżu ulicy Kosmatki . Pamiętaliśmy, że była tu kiedyś polna droga, którą dało się dojechać na skróty. Teraz jednak przy tej nieużywanej dawno drodze stanął dom i jego ogrodzenie stanowiło kolejną przeszkodę, która trzeba było objechać. Natrafiliśmy na kolejne ogrodzenia, siatki, parkany, płoty i nie mieliśmy jak się przedostać od strony łąki na ulicę. Osiedle było widać już jak na wyciągnięcie dłoni, świat się zachmurzył i słychać było zbliżającą się burzę. Wreszcie zdesperowani i zmęczeni dotarliśmy do jakiejś otwartej furtki opuszczonej posesji. Nazwaliśmy tę furtkę drzwiami do miasta. Jeszcze tylko fragment ścieżką rowerową po osiedlu i po 12 godzinach od wyjścia rano, wracaliśmy szczęśliwie do domu dosięgnięci przez pierwsze krople deszczu. Padłam zmęczona i natychmiast zasnęłam. Śniły mi się labirynty pośród wawrzynków, ogromne paprocie i konduktor z wąsami ;-)

kliknij, aby powiększyć kliknij, aby powiększyć


Trasa wycieczki: Garwolin - Huta Garwolińska - Stara Huta – Łucznica – Górki – Osieck – Sobienki - Rezerwat Wymięklizna – łąki przy Sobieniach Szlacheckich i Biskupich - dwa razy przekraczany Kanał Bilińskiego – Warszawice – Warszówka - Całowanie – Pękatka – Podbiel – Ponurzyca - Zabieżki

dystans: rower z Gocławia do Anina przez ul. Mrówczą – ok. 6 km
pociąg W-wa Anin- Garwolin
rower z Garwolina do Zabieżek (z błądzeniem po łąkach w poszukiwaniu drogi) – 56 km
pociąg Zabieżki – W-wa Anin
powrót z Anina na Gocław znów 6 km
d. całkowity rowerem: 68 km