Tarnica i Halicz

07.06.2007

tekst i zdjęcia: DAR
07.06.2007 (czwartek) – z Wołosatego na Tarnicę, Halicz, Rozsypaniec

Rano zwarci i gotowi jedziemy zaraz po śniadaniu do Wołosatego. Pierwszy odcinek drogi z Wetliny do Ustrzyk Górnych mija bardzo szybko. Do Wołosatego prowadzi jednak ta sama dziurawa droga, którą pamiętamy sprzed wielu lat gdy byliśmy tu ostatnio. Praktycznie można powiedzieć, że na tym fragmencie nic się nie zmieniło od tamtej pory, może za wyjątkiem większej ilości dziur w asfalcie. Jedziemy trzęsąc się okropnie, na szczęście to tylko 6 km. Zostawiamy auto na płatnym parkingu, zresztą innych tu nie ma w okolicy i dalej ruszamy na piechotę. Zaraz przed punktem kasowym Bieszczadzkiego Parku Narodowego (gdzie nabywamy za wejście do Parku 2 bilety po 4 zł każdy) szlak niebieski skręca w bok. Kierujemy się za niebieskimi znakami, najpierw łąką łagodnie, potem w lesie coraz bardziej stromo w górę. Po drodze mijamy turystów, którzy tak jak my wspinają się mozolnie noga za nogą. Wreszcie las się kończy i zaczyna się łąka, widać co nas czeka. A jest to dość strome podejście w postaci szerokiej i wyraźnie wytyczonej ścieżki aż do siodła pod Tarnicą. Potem jeszcze króciutkie trawersujące zbocze podejście żółtym szlakiem i już jesteśmy na szczycie Tarnicy (1346 m npm). Mocno rozdeptana polanka oraz nowy krzyż na jej skraju to jedyne co można tutaj zobaczyć. Grupki przycupniętych turystów, raczej mało zachwycających się widokiem roztaczającym się z najwyższego szczytu Bieszczad Wysokich, a zajętych rozmowami, nierzadko nazbyt głośno. Szybkie zejście z Tarnicy do siodła pod szczytem, gdzie jest skrzyżowanie tras i powrót na szlak początkowo niebiesko-czerwony, a od Przełęczy Goprowców czerwony. Tutaj ścieżka prowadzi zboczem i jest na tyle łagodna, że daje się nią biec. Dopiero przed Haliczem zaczyna się wznosić i znów zaczynamy podchodzić. Tutaj jednak warto zwolnić, gdyż wokół roztacza się bardzo daleka panorama: po stronie północno-wschodniej (czyli po lewej) na góry po stronie ukraińskiej (po przeanalizowaniu innych bieszczadzkich panoram ta jest zdecydowanie moją nr 1 ze względu na jej nostalgiczną tajemniczość), a po dojściu na Halicz po stronie północno-zachodniej, równie malowniczo prezentuje się Krzemień i dalsze szczyty Bukowego Berda. Po osiągnięciu Halicza (1333 m npm) szlak prowadzi cały czas w dół, więc zbiegamy mijając nieoznaczony szczyt Rozsypańca. Zatrzymujemy się dopiero przy Przełęczy Bukowskiej (1110 m npm) gdzie szlak skręca w prawo i wiedzie asfaltową, a później kamienistą szeroką ścieżką. Tutaj też zbiegamy, aż osiągamy pewien stopień zmęczenia, a ja dodatkowo nieprzyjemne uczucie pod lewą pietą, które było spowodowane, jak się później okazało, sporej wielkości pęcherzem. Od skrzyżowania ścieżki z drogą do Wołosatego bieg zamienił się więc już tylko w marsz. Droga jest płaska, asfalt w tej części drogi także dziurawy, przygrzewa słońce i czujemy znużenie dotychczasową wędrówką. W końcu mijamy kilka domów, leśniczówkę, zaglądamy do miejsca historycznego gdzie można zobaczyć resztki po cerkwi (wielkość zachowanych kamieni podmurówki świadczą o tym jak była mała) oraz ślady cmentarza (nagrobki z kamieni polnych). Dochodzimy do parkingu i wracamy tą samą drogą do Wetliny.
Przy drodze do Wołosatego znajduje się stanowisko z roślinością bagienną torfowiska wysokiego, które objęte jest ścisłą ochroną. Miejsce rezerwatu jest ogrodzone, ale można zobaczyć mchy płonniki, borówki bagienne i wełnianki. Ponoć występuje tu też rosiczka okragłolistna i żurawina błotna. Teren jest podmokły więc i tak wchodzenie tutaj nie należałoby do przyjemności, choć może amatorzy zapadania się na bagnach szybko by się znaleźli, ale wówczas po rzadkiej roślinności tego miejsca powstałego 10 tys. lat temu nie postałoby ślad.