Sine Wiry

06.06.2007

tekst i zdjęcia: DAR
06.06.2007 (środa) – rowerem z Kalnicy przez Sine Wiry

Słowa kluczowe: smolarz, mielerze, węgiel drzewny, czas wypalania, produkcja węgla drzewnego

Z wsi Kalnica wyruszyliśmy spod sklepu rowerami, skręcając w lewo za mostkiem w drogę, która kiedyś była asfaltowa. Droga, która wiodła przez las, w początkowym odcinku ciągle się wspinała. Za każdym kolejnym zakrętem widać było, że pnie się w górę. Zlani potem zatrzymywaliśmy się ze dwa razy napić się i złapać oddech. W końcu droga zaczęła schodzić w dół. Wydawać się mogło, że wreszcie odpoczniemy. Nic mylącego. Zjazd po drodze, która tutaj zamiast ubitego szutru była usypana z dużego tłucznia nie była wcale łatwa. Trzeba było uważać i hamować na bardziej stromych zjazdach, koła naszych rowerów dawały sobie radę, ale jednak nie należało przesadzać z prędkością na tak nierównym podłożu. Przerwą w naszej wycieczce była czynna wypalania węgla drzewnego. Najpierw zobaczyliśmy dym, który wydobywał się z kominów dwóch pieców. Dym rozprzestrzeniał się po całej okolicy. Obok stał barak, z którego wyszedł człowiek, jak się okazało pracownik wypalani (dawniej nazywałby się pewnie smolarzem). Był ubrany na czarno, a jego ręce i twarz też nie były białe. Nic dziwnego skoro ręcznie wybierał wypalone kawałki węgla drzewnego po wypaleniu w piecu. Zatrzymał się i podszedł do nas bliżej widząc zaciekawienie z naszej strony. Zaczęliśmy rozmawiać o wypalaniu drewna, a on pokazywał nam swoje miejsce pracy i opowiadał o procesie wypalania. Opowiadał, że kiedyś wypalano w mielerzach (drewno układało się w specjalnych dołach w stosy), teraz robi się to w piecach. Zgodnie z przepisem układa się ciasno drewno, podpala i czeka aż zostanie osiągnięta odpowiednia temperatura (każde drewno ma inną temp.). Potem zamyka się dopływ powietrza i wypalanie trwa 24 godziny. Następne 12 godzin to stygnięcie. Tutaj nasz przewodnik po wypalarni przechodzi do jednego z pieców i dotyka jego ściany, sprawdzając czy już ma odpowiednią temperaturę. Na koniec wybieranie węgla i pakowanie do worków. Później kolejne ładowanie drewna. Otrzymujemy jeszcze krótką informację do czego jest potrzebny węgiel drzewny: grill, który wszyscy lubią (tutaj: uśmiech), farmacja, złotnictwo. Odbiorcami są różni klienci, w tym spoza Polski. Żegnamy się i jedziemy dalej. Droga wyprowadza nas z lasu i teraz fragment jedziemy szosą asfaltową w kierunku Dołżycy (obok kolejka wąskotorowa). Po dojechaniu do skrzyżowania odbijamy w lewo na drogę prowadząca przez Buk. To dość malownicza i wygodna (nowy asfalt) droga. Kilka razy przejeżdżamy przez mosty na Solince. Na chwilę zatrzymujemy się przy nieczynnym barze i docieramy do kolejnego skrzyżowania. Teraz będziemy się kierować niebieskim szlakiem rowerowym, który prowadzi do rezerwatu Sine Wiry. Tym razem jest to droga szutrowa, która ma wiele męczących podjazdów i miłych zjazdów. Po drodze przystanek przy głównej atrakcji, czyli skalnych progach na Wetlince, gdzie tworzą się owe wiry oraz widać pozostałość szmaragdowego jeziorka. Jest południe, słońce grzeje, więc z chęcią myję twarz i ręce w zimnej wodzie. Przed nami jeszcze kilka podjazdów, wokół polany, gdzie były kiedyś wsie, lecz obecnie nie ma śladów żadnych zabudowań. Jedziemy wzdłuż rzeki, która teraz jest nieco szersza i zmieniła swoja nazwę z Wetlinka na Wetlina. Kolejny przystanek na podziwianie widoków na szczyt Smereka (przy skrzyżowaniu z czarnym szlakiem rowerowym) oraz przy zejściu do rzeki dla ochłody. W oddali słychać burzę, więc nie marudzimy tylko naciskamy na pedały aby za chwile znaleźć się na parkingu pod sklepem gdzie zostawiliśmy samochód. Nie zatrzymujemy się nawet na widok uciekającego zaskrońca. Burza przetoczyła się nad połoninami, a w okolicach popołudniowych dosięgnęła Wetlinę. Jednak my byliśmy wtedy w bezpiecznym miejscu: odpoczywaliśmy w naszym pokoju po obiedzie.

Wieczór spędziliśmy w sielskiej atmosferze w Starym Siole przy dobrym owocowym winie i przy dźwiękach sączącego się jazzu.